Henryk Wujec: Pośpiech był błędem

2011-09-27 4:00

Prezydent Bronisław Komorowski podpisał kontrowersyjną ustawę ograniczającą dostęp do informacji publicznej. Sprawę komentuje Henryk Wujec.

"Super Express": - Prezydent podpisał kontrowersyjną ustawę o zmianie przepisów o dostępie do informacji publicznej. Zapowiedział jednak skierowanie jej do Trybunału. Dlaczego, skoro ma zastrzeżenia, nie zawetował jej?

Henryk Wujec: - Prezydent ma wątpliwości do trybu uchwalenia tej ustawy i poprawek Senatu. Weto groziło nam niewypełnieniem zobowiązań w sprawie wprowadzenia dyrektywy UE, a to kilkaset milionów euro kary. Decyzja prezydenta pozwala zachować te pieniądze i przyjrzeć się zapisom. Trybunał mógłby przecież nie zdążyć w terminie wskazanym przez Brukselę. Gdyby nie kary, to nie wiem, czy prezydent nie skierowałby ustawy od razu do Trybunału.

- Powiedzmy, że Trybunał uzna, że to, co nawyprawiali politycy PO, jest niezgodne z konstytucją. Wtedy kary nie zapłacimy?

- Nie zapłacimy, gdyż może dojść do funkcjonowania ustawy bez podawanego w wątpliwość fragmentu.

- Po co zatem w ogóle pojawiła się ta poprawka? W jej sprawie o weto wobec ustawy apelowali w liście otwartym m.in. pańscy koledzy z opozycji z lat PRL. Czy gdyby nie krępowało pana stanowisko w Kancelarii Prezydenta, podpisałby się pan wraz z nimi pod listem?

- Nie podpisałbym się, gdyż przygotowywałem obecną ustawę w Sejmie w 2001 roku i obserwuję kolejne zmiany w jej treści. I wiem, że ustawa jako taka ułatwia dostęp do informacji publicznej, a nawet jeżeli pojawiały się trudności, to umożliwiono dostęp przez sąd...

- I teraz uznano, że obywatelom ta wiedza zaszkodzi, więc trzeba więcej rzeczy przed nimi utajnić?

- To nie tak. Pewne zmiany wymuszała dyrektywa UE, w kształcie, który chyba nie budził kontrowersji. Te wywołała dopiero poprawka zgłoszona przez senatora Rockiego...

- Mówiąc wprost, treść tej poprawki pozwala ukryć przed oczami obywateli niemal wszystko.

- Poprawka spokojnie mogła zaczekać na nową kadencję. Nie było powodu do pośpiechu w jej uchwaleniu.

- Może powodem było to, że skład parlamentu może po wyborach być inny i byłoby trudniej? Rzutem na taśmę wprowadzono więc zapis o "ważnym interesie gospodarczym państwa". Jest on tak szeroki i nieprecyzyjny, że aż korci do nadużyć...

- Nie szedłbym w tak dalekie interpretacje. Pod koniec kadencji politycy koalicji PO-PSL mieli tak wiele projektów do zrealizowania, że nie zachowali odpowiedniej ostrożności. Pośpiech zawsze szkodzi prawu.

- Nazwiska pod listem otwartym: Bujak, Celiński, Frasyniuk, Janas, Lis i Wałęsa. To nie są radykałowie, a nie mają wobec tej poprawki i prac nad ustawą złudzeń. Porównują to do świata z powieści Orwella, piszą o zatrzaskiwaniu obywatelom drzwi do informacji.

- To za ostre słowa. Przecież ja też jestem za jawnością, sam przygotowywałem pierwszą ustawę. Może na ostry ton tego protestu wpłynęła atmosfera kampanii wyborczej...

- Panie ministrze, większość z podpisanych nie ma w tej kampanii żadnych interesów.

- Nie mówię, że wszyscy, ale kilku ma i może za bardzo wczuli się w atmosferę walki politycznej. Mamy jednak podobny pogląd na sprawę, ale działamy inaczej. Oni piszą listy, ja doradzam prezydentowi. I prezydent część tych argumentów przyjął.

- Zarzut dotyczący poprawki nie jest jedyny, Przed rokiem PO zaostrzała przepisy w ustawie o informacjach niejawnych. Skąd w Platformie, podobno Obywatelskiej, taki pęd do ukrywania rzeczy przed obywatelami?

- Rząd tłumaczył, że tu nie ma żadnej tajemnicy. Chodzi o zabezpieczenie interesów państwa. Polska nie może być osłabiana w negocjacjach bądź pewnych sytuacjach na arenie międzynarodowej. Więcej pretensji niż wszystkie te zmiany wywołał raczej tryb ich wprowadzania. Bez konsultacji, w pośpiechu. Tu mogę przyznać, że to był błąd. Niezależnie od intencji wykonanie było nie najlepsze.

Henryk Wujec

Minister w Kancelarii Prezydenta RP