"Super Express": - Zabił pan ćwieka PO, mówiąc, że pomysł referendum ogłoszonego przez Bronisława Komorowskiego po I turze wyborów powstał, delikatnie mówiąc, na kolanie. Wprowadzil pan PO, popierającą referendum, na minę?
Henryk Wujec: - Nie wprowadziłem. Chciałem tylko zwrócić uwagę, że referendum było robione w pośpiechu, w nocy, i stąd niezbyt precyzyjne pytania, z którymi mam problem.
- Jaki problem?
- Przede wszystkim z pytaniem o finansowanie partii politycznych. Jest tak zadane, że trudno określić, o czym ono decyduje. Tego nie powinno się rozstrzygać w referendum. Dlatego odpowiem na nie "nie". Chcę zmiany systemu finansowania, ale tak, żeby pieniądze z budżetu były bardziej racjonalnie wydawane. A tego pytania tam nie ma.
- Obudził się pan rano, usłyszał z mediów o referendum...
- Tak było...
- I pomyślał pan sobie, że to bez sensu?
- Pomyślałem sobie, że to referendum robione w ferworze kampanijnej walki o prezydenturę. Kwestie są istotne, ale lepiej by było, jeśli zanim się referendum ogłosi, przeprowadzić debatę nad tymi kwestiami. Tak, by zadać bardziej precyzyjne pytania, dzięki którym wiadomo, czego społeczeństwo oczekuje. W tym wypadku pytania mogą być traktowane zbyt populistycznie. Rozumiem jednak, że czas temu nie sprzyjał.
- Zgłaszał pan prezydentowi swoje wątpliwości?
- Nie, ponieważ nie było mnie przy podejmowaniu tej decyzji. Ten pomysł rodził się w sztabie. I jak wspomniałem, dowiedziałem się o tym z mediów.
- Wiadomo było, że referendum ma przysporzyć Bronisławowi Komorowskiemu głosów. Pomyślał pan, że to dobry pomysł?
- Z punktu widzenia procesu demokratycznego to działanie dopuszczalne. Nikomu krzywdy nie robi, a dodatkowo można rozstrzygnąć pewne kwestie. Często jest tak, że kampania wyborcza ułatwia rozwiązywanie pewnych problemów, które z różnych przyczyn nie są wcześniej rozwiązywane. Kampania może nawet w ten sposób stać się bardziej merytoryczna. Pomyślałem, że czemu tego referendum nie zrobić?
- Czyli nie czuł pan żadnego zażenowania, kiedy o referendum się pan dowiedział? Wielu czuło. Nawet zwolennicy prezydenta Komorowskiego.
- Zażenowania nie. Żałowałem tylko, że czas nie sprzyja dyskusji o pytaniach, żeby były bardziej precyzyjne.
- Wybiera się pan na to nieprecyzyjne referendum Bronisława Komorowskiego?
- Tak, bo uważam za obowiązek obywatelski wyrażenie swojego zdania.
- A na referendum ogłoszone przez Andrzeja Dudę - jeśli się odbędzie - też pan pójdzie?
- Na pewno pójdę na wybory, które odbędą się w tym samym dniu. Co do referendum, to zobaczę. Oczywiście, chętnie wyrażę swoją wolę, ale wszystko - jak widać - zależy od pytań, które się w tym referendum pojawią. Żałuję tylko, że w ten sposób Andrzej Duda próbuje narzucić swoją narrację polityczną.
- Podobnie jak Bronisław Komorowski próbował narzucić swoją.
- To akurat nie jest związane z samym aktem wyborczym. I wiadomo było, że odbędzie się ono już po rozstrzygnięciu wyborów prezydenckich. Z tej racji nie wpływało na decyzje wyborców przy urnach. Referendum rozpisane przez Andrzeja Dudę może na nie wpłynąć.