Przez ostatnie 25 lat polska armia rozbrajała się na potęgę. Likwidowano kolejne jednostki, zmniejszano jej liczebność. Pobór w postpeerelowskim kształcie, znanym z lat 90., z powszechną falą, był barbarzyński i nie miał racji bytu. Rezygnacja ze szkolenia rezerw w ogóle była głupotą, graniczącą z szaleństwem. Tak, tak - wtedy wydawało się, że nic nam nie zagraża, że wojny już nigdy nie będzie itd. Takim myśleniem jednak mogli cechować się zwykli obywatele - w przypadku rządzących była to rażąca nieodpowiedzialność. Państwo uczynili bezbronne. W sytuacji zmian na arenie międzynarodowej, wzrostu zagrożeń dla światowego bezpieczeństwa działać trzeba natychmiast. I Wojska Obrony Terytorialnej - choć zaznaczam, że o szczegółach można i trzeba dyskutować - mogą być krokiem w dobrym kierunku. Co więcej, krokiem niewystarczającym. Należałoby wzorem Szwajcarii czy Izraela przywrócić powszechne szkolenie wojskowe, i to i dla kobiet, i mężczyzn. Nie barbarzyński, mało efektywny pobór, ale właśnie szkolenie w okolicy miejsca zamieszkania, uczące ludzi, jak przetrwać, jak pomóc cywilom, jak się bronić. Szkolenie takie powinno zaczynać się w szkole, być powtarzane w latach późniejszych, kilka razy w roku. Szwajcaria nie zaznała wojny od kilkuset lat, być może dlatego, że jej społeczeństwo należy do najlepiej przygotowanych na zagrożenie. Drugim narodem gotowym na najgorsze są Żydzi w Izraelu. I warto ich naśladować.
Zobacz także: Ryszard Bugaj: Dla budżetu wiek emerytalny jest bez znaczenia