Przemysław Harczuk

i

Autor: "Super Express"

Harczuk: Nadgorliwość jest gorsza od RODO

2018-10-04 5:01

Kilka tygodni temu kolega miał drobny, choć niespodziewany zabieg chirurgiczny. Tuż przed nim zrobił badania krwi. Zalecenia lekarzy? Leżeć przez dwa tygodnie, nie wychodzić z domu. Facet się wcale nie zmartwił – w końcu wolne w pracy się przyda. Jednak następnego dnia miał do odebrania w prywatnej klinice (tej samej, w której miał zabieg) wyniki badania krwi. Istotnego, w kontekście profilaktyki poważnych chorób. Jak mi opowiadał, wyniki odebrać poszła jego żona. Ku swojemu zaskoczeniu nie mogła tego zrobić.

Skądinąd sympatyczna pani w recepcji prywatnej kliniki powiedziała kobiecie, że nie może odebrać wyników męża, bo obowiązuje RODO, czyli nowe unijne przepisy o ochronie danych osobowych. Kumpel wściekły (wyniki były mu naprawdę potrzebne, a z domu wyjść po zabiegu nie mógł) zadzwonił do kliniki. Dowiedział się, że telefonicznie żadne informacje nie zostaną mu udzielone, gdyż ochrona danych osobowych to uniemożliwia. Następnego dnia małżonka kolegi ponownie udała się po wyniki badań. Tym razem wyposażona w pisemne upoważnienie męża, akt małżeństwa i xero dowodu współmałżonka. I tym razem sympatyczna skądinąd pani z recepcji powiedziała, że wyników nie wyda. „Nie pozwala nam na to RODO” – powtarzała jak mantrę z rozbrajającym uśmiechem. „A jak mąż byłby w ciężkim stanie i nieprzytomny, czy nieświadomy, czekał na ratującą życie operację, której nie można przeprowadzić bez wyników badań, też nie dostałabym wyników?” – dochodziła kobieta u recepcjonistki. „Nie pozwala nam na to RODO” – powiedziała znów pani z rozbrajającym uśmiechem.

Minęły dwa tygodnie, kolega odebrać wyniki musiał sam. Przy okazji nasłuchał się o tym, że wyniki medyczne odbierać należy od razu. Bo przecież „może wyjść coś poważnego”. Kumpel o sprawie mi opowiedział, a mi przed oczami mignęła wypowiedź ministra zdrowia, prof. Łukasza Szumowskiego, który twierdził, że pracownicy medyczni powinni do RODO podchodzić rozsądnie, na pierwszym planie powinno być dobro pacjenta. Jak widać w prywatnej klinice na Pradze Południe o tym nie słyszano. I dla jasności – kolega za poradę lekarską, zabieg, badanie, na wyniki którego czekał potem tygodniami, zapłacił 350 złotych. Bo do zwrotu kasy klinika się nie poczuwa. Zapewne nie pozwala jej na to RODO.