Hanna Gronkiewicz-Waltz: Nie wybieram się do Pałacu Prezydenckiego

2010-10-23 17:40

W rozmowie tygodnia "SE" Hanna Gronkiewicz-Waltz - wiceszefowa PO i ubiegająca się o reelekcję prezydent Warszawy. Według Gronkiewicz-Waltz, autorem najlepszego pomysłu na ustawę o in vitro przedstawił Jarosław Gowin. Janusz Palikot jej zdaniem "przegiął". A jej dużą zasługą jako prezydentowej stolicy jest to, że woda w kranach wreszcie nie jest śmierdzi i jest smaczna.

"Super Express": - Morderca polityka PiS z Łodzi czeka na sąd. Ale czy Ryszard C. to jedyny winny zabójstwa?

Hanna Gronkiewicz-Waltz: - Mówi się teraz, że politycy powinni uderzyć się w piersi. Ale ja przede wszystkim odczuwam to tak, że bezpośrednie łączenie atmosfery politycznej w kraju z morderstwem dokonanym w biurze PiS jest nadużyciem. Takie rzeczy to nie codzienność, ale zdarzają się wszędzie na świecie. Nawet w krajach o spokojniejszej atmosferze, choćby ostatnio w Szwecji. Osoby publiczne są narażone na więcej niż odrażająca retoryka przeciwników. O takim zagrożeniu mogę coś powiedzieć z własnego doświadczenia, gdyż przez 9 lat miałam ochronę BOR. Wynikało to z tego, że piastując wysokie stanowisko w świecie finansowym, musiałam podejmować niepopularne decyzje. Ludzie mieli problemy ze swoimi oszczędnościami. Czasem mi grożono.

- Gdyby zasiadała pani dziś w Sejmie, za jakim projektem ustawy o in vitro głosowałaby pani?

- Mam sprecyzowane poglądy w tej sprawie. Najbliżej mi do projektu Jarosława Gowina.

- Co z pluralizmem w Platformie Obywatelskiej po odejściu Janusza Palikota?

- Do pewnego momentu był symbolem pluralizmu w partii, ale - jak mówi młodzież - przegiął.

- W odczuciu dużej części społeczeństwa cały czas przeginał. Ale z partii odszedł sam.

- I nie szkoda mi, że nie ma go w Platformie.

- Jak pani godzi natłok obowiązków prezydenta miasta i wiceszefa PO?

- Wszystkie spotkania władz PO odbywają się albo w weekendy, albo wieczorami, obrady zarządu krajowego mają miejsce raz na miesiąc. Zawsze na pierwszym miejscu jest Warszawa.

- Jest pani przekonana o reelekcji na urząd prezydenta miasta stołecznego Warszawy. Skąd ten optymizm?

- Nigdy nie można być pewnym reelekcji. Zbytnia pycha to pierwszy krok do klęski. Ale moja ekipa zrobiła dużo w tej kadencji. Na inwestycje przeznaczyliśmy 9 mld złotych, w poprzedniej było to niecałe 4 miliardy. Pozyskaliśmy 8,5 miliarda złotych z Unii Europejskiej. Dokończyliśmy pierwszą linię metra, rozpoczęliśmy budowę drugiej i budowę mostu Północnego. Wymieniliśmy połowę taboru autobusowego, jesteśmy w trakcie największej w historii wymiany 186 tramwajów. Zwiększyliśmy ilość połączeń SKM. W ciągu czterech lat przybyło 10 tys. miejsc w przedszkolach... A z ostatniej chwili: za 240 mln została zakończona nowa stacja uzdatniania wody. Cieszę się więc, że mogę się dziś pochwalić na łamach "Super Expressu" tym, że woda w kranach w końcu nie śmierdzi i że jest wreszcie smaczna.

- W Internecie pod adresem www.hgw-watch.pl bardzo krytycznie ocenia się pani rządy w stolicy. Na podstawie tej lektury można sporządzić długą listę obiecanek cacanek. Nie psuje pani krwi to, że ktoś tak bacznie śledzi ciemną stronę pani pracy?

- Jestem z natury demokratką. To, że ktoś patrzy mi na ręce, nie jest więc dla mnie dyskomfortem. Prezydentem nie zostałam z łapanki, i wiem, że tak wysoki urzędnik musi się liczyć z krytyką swoich poczynań. Oczywiście analizujemy treści, które tam się pojawiają.

- Co pani zrobi z obietnicami z poprzedniej kampanii? Tak po prostu - na zasadzie kopiuj-wklej - uczyni z nich sztandarowe obietnice na drugą kadencję?

- Swoje dokonania przedstawiałam jako szklankę do połowy pełną. Moi oponenci przedstawiają ją jako do połowy pustą.

- Obiecywać jest łatwo. Dlaczego nie może się pani pochwalić pełną szklanką?

- Kandydat, który nigdy nie rządził miastem, może obiecać wszystko. Ja np. nie doceniłam komplikacji związanych z prawem własności do nieruchomości. To są sprawy praktyczne, które zobaczyłam dopiero, gdy weszłam do instytucji. Dlatego kontynuacja, ciągłość władzy sprzyja rozwojowi. Kontrkandydaci musieliby uczyć się miasta.

- Np. Czesław Bielecki?

- On nie wie wielu rzeczy. Z nonszalancją wypowiada się na temat zagospodarowania wielu miejsc w stolicy. Nie zdaje sobie sprawy z sekwencji zdarzeń. Nie ma też świadomości, jak skonstruowany jest budżet Warszawy. Pewnie nie wie, ile na co wydajemy, jakie są sposoby bezpiecznego zadłużania miasta. A stolica to jest wielobranżowa korporacja, którą najlepiej zarządza ten, kto zna się na finansach. Ja się na tym znam. Dla ludzi z zewnątrz to mogą być rzeczy abstrakcyjne, ale one są niezbędne dla dobrego zarządzania.

- Wiele osób postrzega pani działania w stolicy jako antysamochodowe. Czyli, że łatwiej jest wydzielić buspas na istniejącej już wąskiej jezdni, niż zbudować obwodnicę czy podziemny parking?

- Gdy w europejskich metropoliach wprowadzano buspasy, tam też nie było dostatecznej ilości parkingów. Budujemy spójny system, z parkingami Park&Ride wokół centralnych części Warszawy, budujemy siatkę połączeń SKM, nowe linie tramwajowe. Buspasy to tylko jedno z narzędzi polityki transportowej.

- Ale londyńczycy mają metro, pani prezydent.

- A my mamy 200 km szyn tramwajowych. Londyn ma jedną linię. Nasze tramwaje to takie metro naziemne.

- A to dobre! MN. Myślę, że warszawiacy podchwycą ten skrót.

- Nie ironizujmy. Mamy też autobusy, które kursują lepiej niż w Londynie. Poza tym, żeby poruszać się metrem po stolicy Anglii, trzeba mieć zdrowie. To stare metro - przesiadki są długie, jest mało wind. I jeszcze na coś zwrócę uwagę: u nas ponad 70 proc. ludzi jeździ transportem publicznym. I choć to spadek po komunizmie, kiedy samochód był luksusem, dziś niektóre miasta chciałyby mieć takie statystyki.

- Komu pani kibicuje: Legii czy Polonii?

- Jestem za obydwiema drużynami. Mam do Polonii sentyment, ponieważ tam rozgrywałam wszystkie między- szkolne turnieje w reprezentacji szkoły w koszykówce. Na Legię z kolei chodziłam czasem na basen.

- Z Legią też ma pani niemałe doświadczenie. Zarzuca się pani, że dała pieniądze na modernizację stadionu "czarnej elki" prywatnej spółce. I to takiej, którą za swojego wroga uznali kibice.

- Przy budowie stadionu kontynuowałam to, do czego zobowiązywały mnie dokumenty podpisane przez mojego poprzednika. Stadion należy do miasta, spółka, o której pan redaktor mówi, będzie płacić miastu niemałe pieniądze za dzierżawę. Najwyższą stawkę w Polsce. Gdybym miała w budżecie pieniądze, to samo zrobiłabym ze stadionem Polonii. W trudnych czasach bardziej realne jest budowanie w formule ppp. Kiedy ktoś pyta mnie, po co Warszawie tyle stadionów, to odpowiadam, że to nie są "jakieś stadiony", tylko domy klubów o prawie stuletniej tradycji. 25 proc. infrastruktury sportowej zbudowanej od 1945 roku powstało w tej kadencji samorządu! Moja ekipa wybudowała i zmodernizowała 120 obiektów przy szkołach.

- Czy prezydent może zrobić coś, żeby to umęczone przez wojnę miasto nie traciło w czasach pokoju takich obiektów, jak stara parowozownia na Pradze czy Kwatera Główna AK z czasów powstania? Jak dotąd na alarm biją społecznicy, a nie urzędnicy.

- Za wpisy do rejestru zabytków odpowiada wojewódzki konserwator zabytków, nie miasto. Niestety, często inwestorzy działają z zaskoczenia, a gdy urzędnicy zjawiają się na miejscu, jest już za późno. W przypadku Kwatery Głównej AK szczególnie przykry jest fakt, że we władzach spółki odpowiedzialnej za wyburzenie zasiada były burmistrz Woli z ramienia PiS.

- Powszechnie wiadomo, że warszawski Ratusz to świetna odskocznia do Pałacu Prezydenckiego. Kiedy będzie się pani ubiegała o stanowisko Prezydenta RP?

- Start w 1995 roku to była świetna szkoła życia, dobry trening przed wyborami samorządowymi. Do Pałacu Prezydenckiego się nie wybieram. Pozostanę wierna mojemu miastu.

Hanna Gronkiewicz-Waltz
Prezydent Warszawy, wiceszefowa PO

Przeczytaj koniecznie: Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz rozmawiała na czacie z warszawiakami - ZAPIS CZATU Z SE.pl