Minister finansów Jacek Rostowski najwyraźniej pozazdrościł Ewie Kopacz i też chce zrobić coś dla narodu. Mianowicie wywodzi, że naród nie płodzi wystarczająco dużo dzieci, bo... dostaje becikowe i może korzystać z ulgi prorodzinnej. Dlatego w trosce o to, żeby miał kto pracować na nasze emerytury, pan minister planuje odebrać te przywileje.
O tym, czy sprawiedliwe jest, że każdy bez wyjątku - i prezes banku zarabiający 100 tysięcy miesięcznie, i absolwentka na zasiłku dla bezrobotnych, dostają po urodzeniu dziecka tyle samo, można dyskutować. Jednak patrząc na przyszłoroczny budżet, trudno oprzeć się wrażeniu, że nie o jakąś sprawiedliwość chodzi, tylko o załatanie ogromnej dziury w państwowej kasie. Pani Jolanta, o której piszemy na stronie 3, co roku z utęsknieniem czeka na 1000 złotych z urzędu skarbowego, które dostaje dzięki uldze prorodzinnej. Kupuje za te pieniądze buty i ubrania dla swoich dzieci. Panie ministrze, proszę jej powiedzieć, że pan lepiej wykorzysta te 1000 złotych. Dla dobra narodu!