I coś w tym musi być! Premier Donald Tusk, o którego kontuzji mówi cała Polska, też jakby zaczynał odzyskiwać pamięć. We wtorek na przykład przypomniał sobie, że arogancja w polityce nie popłaca. Nie tylko nie zganił mediów za to, że ujawniły, na co Platforma wydaje publiczne pieniądze, ale wręcz prawie - przeprosił. - Czuję się odpowiedzialny za PO i jest mi przykro. Mam nadzieję, że tego już więcej nie będzie - takich słów w ustach szefa rządu nie słyszeliśmy dawno. Zapewnił, że garnitury kupuje, owszem, ale ich nie znosi i przepakowuje się w dres, kiedy tylko może.
Ale niestety, premier nie ma już 40 lat, jak inżynier Karwowski, a ponad 50. Poza tym w rzeczywistości tylko skręcił kostkę. Może dlatego nie w pełni skorzystał ze zbawiennego wpływu złamania, bo przy okazji ukrócania procederu marnowania publicznych pieniędzy na cygara i wina chce w ogóle zakazać finansowania partii politycznych z budżetu. Oznacza to, że miejsce państwa zajmą prywatni sponsorzy, a to już pierwszy krok do stworzenia plutokracji, czyli rządów możnych panów.
Nie życzę premierowi, by łamał sobie jeszcze jakieś kończyny, ale chciałbym, by nie wylewał dziecka z kąpielą. To nie system finansowania partii zawinił w całej aferze, ale sama partia! A nią nawet połamany nieco premier nadal rządzi niepodzielnie.