"Super Express": - Często jest tak, że temat, który dziś jest plotką, jutro okazuje się faktem. Gdyby do tych dymisji doszło, byłby pan zaskoczony? Wspominani ministrowie sprawdzili się czy jednak nie sprawdzili w ministerialnej roli?
Grzegorz Wierzchołowski: - Przyznam szczerze, że nie widzę powodów, dla których któryś z wymienionych ministrów miałby odejść. Oczywiście w rządzie dochodzi do różnych tarć. Premier Morawiecki na pewno analizuje zdanie i opinie różnych grup społecznych.
- Minister Jurgiel jest dość ostro krytykowany przez rolników. Dużo emocji wzbudzała też minister edukacji Anna Zalewska.
- W niektórych grupach społecznych na pewno znajdziemy osoby, które nie są zadowolone z pracy ministrów sprawujących pieczę nad danym sektorem. Nie zawsze jest to jednak powód do ogłaszania dymisji.
- Kolejnej rekonstrukcji zdecydowanie nie będzie?
- Aż tak to nie. W rządzie może dojść do dymisji lub jakichś przesunięć. Choć od ostatniej zmiany ministrów minęło relatywnie niewiele czasu. I przyznałbym, że realizacja tej koncepcji byłaby jednak mocno zaskakująca dla wyborców. Bywa, że dymisje są odpowiedzią na nastroje społeczne, którym chce przeciwdziałać premier. Być może tak będzie w tym przypadku... Tylko czy te nastroje rzeczywiście są takie, żeby do tego doszło?
- Zbliżają się wakacje. Może premier Morawiecki chce przeprowadzić te zmiany trochę po cichu, kiedy Polacy będą zajęci organizacją swoich wyjazdów?
- Nie wykluczałbym tego. Politycy wykorzystują takie okresy do tego, aby dokonywać personalnych roszad. Łatwiej jest podejmować kontrowersyjne decyzje w momencie, gdy część rodaków wypoczywa poza granicami kraju albo na polskich plażach. Tyle że to na razie sfera gdybania, tym bardziej w sprawie konkretnych nazwisk.