"Super Express": - Zgłoszono kilka projektów ustaw o związkach partnerskich. Podobno mają się pojawić w tej kadencji ponownie. Po co, skoro było wiadomo, że przy obecnym składzie Sejmu zostaną odrzucone?
Grzegorz Napieralski: - Nie było wiadomo. Byłem święcie przekonany, że projekt Platformy przejdzie. Byłem, dopóki nie wyszedł na trybunę minister Gowin i nie ogłosił, że jako członek rządu uważa, że te projekty są niezgodne z konstytucją. Kiedy to zobaczyłem, a zwłaszcza reakcję premiera Tuska, który chciał przebić Gowina i przegrał, zacząłem wątpić.
- Według tych, którzy głosowali przeciwko projektom, sprawa związków partnerskich to temat zastępczy. Jest wiele ważniejszych problemów...
- To nie jest temat zastępczy. Podam pierwszy z brzegu przykład z życia - sprawy spadkowe. Para młodych ludzi - kochali się, budowali wspólny dom, planowali przyszłość. Z jakiegoś powodu może chcieli najpierw się dorobić - nie zdążyli wziąć ślubu. I miał miejsce nieszczęśliwy wypadek. Dziewczyna tylko dobrej woli rodziców tego chłopaka zawdzięcza dach nad głową. Gdyby nie to, zostałaby bez niczego, choć razem odkładali. Ktoś powie: mogli iść do notariusza. Mogli, ale zapracowani ludzie nie zawsze mają na to czas.
- Odnośnie do spadków też pojawił się argument, że wprowadzenie związków partnerskich pozwoliłoby na liczne nadużycia, omijanie prawa spadkowego...
- Słyszałem ten argument i jest naprawdę wydumany. Ustawa pozwoliłaby na to, żeby po śmierci jednego z partnerów drugi miał gdzie mieszkać. Do tego odwiedziny w szpitalach, wspólne rozliczanie się z podatków...
- Pary heteroseksualne, biorąc ślub cywilny, miałyby to uregulowane.
- W Polsce nie ma przymusu małżeństwa, a państwo jest po to, by ludziom pomagać, a nie karać za to, że nie chcą być małżeństwem...
- Politycy z PO i PiS podkreślają, że nie chodzi o karanie, ale niewynagradzanie tymi samymi przywilejami jak małżeństw...
- Nie chcę wytykać po nazwisku, ale niech się zastanowią, w którym środowisku w Sejmie jest najwięcej rozwodów. Niech oni już nie umoralniają społeczeństwa na siłę. Te związki są tak samo dobrym budulcem dla całego społeczeństwa, jak małżeństwa.
- Co z obawami tej części Polaków, że po związkach partnerskich przyjdzie pora na prawo do adopcji dzieci dla par homoseksualnych?
- Nie powinni mieć takich obaw. To zagrożenie wymyślone przez środowiska konserwatywne.
- Nie takie wymyślone. Adopcje funkcjonują na Zachodzie. Kiedy zaś uznamy, że homoseksualne związki partnerskie są równe heteroseksualnym, to niezależny sędzia nie będzie mógł chyba odmówić im adopcji? Skoro są równe...
- W tej sprawie można było w każdej z ustaw zapisać odpowiednie gwarancje, by adopcja nie wchodziła w grę. To było do zrobienia.
- SLD miał już kiedyś możliwość przeprowadzenia ustawy o związkach partnerskich. Mieliście większość w parlamencie, prezydenta, marszałka Sejmu. Złożony został projekt i... z niewiadomych powodów do głosowania nie doszło. Może wy tym gracie? Proponujecie ustawę, ale tak, żeby nie weszła ona w życie?
- Mówi pan o 2004 roku. I o to należałoby zapytać ówczesnych liderów lewicy: Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera i Włodzimierza Cimoszewicza. Nie wiem, dlaczego nie wprowadzili projektu pod obrady, nie przegłosowali, nie podpisali. Teraz jest inna sytuacja.
Grzegorz Napieralski
Poseł SLD, były przewodniczący partii