"Super Express": - Viktor Orbán w cuglach wygrywa kolejne wybory parlamentarne. Po czterech latach rządów 45 proc. poparcia to ogromny sukces. Co za nim stoi?
Grzegorz Górny: - Wydaje mi się, że to efekt spełnionych obietnic. Idąc cztery lata temu do wyborów, Orbán zapowiadał ambitny plan reform. Kiedy przychodził do władzy, na Węgrzech po ośmiu latach rządów socjalistów sytuacja była podobna do tej w Polsce po aferze Rywina. Węgrzy oczekiwali daleko idących zmian, które miały zerwać z dziedzictwem postkomunizmu. Orban te oczekiwania spełnił.
- Po latach zapaści gospodarczej, która towarzyszyła rządom węgierskich socjalistów, można by pomyśleć, że Węgrom będzie przede wszystkim zależeć na poprawie ich stopy życiowej. Przez cztery lata rządów Orbána aż tak się nie poprawiło, żeby ludzie masowo mieli na niego głosować. Kwestie symboliczne zaważyły na poparciu, które ma lider Fideszu?
- Poprawa jest wyraźnie widoczna. Wszystkie wskaźniki gospodarcze się poprawiły - spadło bezrobocie, inflacja, zadłużenie państwa. Orbán zaczął prowadzić politykę wspierającą rodzimą klasę średnią i rodzinę. Węgrzy to ewidentnie docenili. Szczególne uznanie zyskał w ich oczach, kiedy stanął po stronie zwykłych obywateli w starciu z wielkimi graczami.
- To z kolei zaniepokoiło Unię...
- Dwie sprawy. Po pierwsze, stanął w obronie 200 tys. węgierskich rodzin, które znalazły się w pułapce kredytu we frankach. W imieniu rządu wynegocjował korzystne ich spłaty. Po drugie, wymusił na operatorach usług komunalnych obniżkę opłat za media o 20 proc. To realnie wpłynęło na zwiększenie się zarobków społeczeństwa węgierskiego o 6,5 proc. Obywatele czują więc, że państwo reprezentowane przez Viktora Orbána broni ich przed monopolami czy drapieżnym postępowaniem banków czy firm, wykorzystujących swoją uprzywilejowaną pozycję na rynku węgierskim.
- Wydaje się panu, że stworzyło się coś takiego jak "doktryna Orbána", która może zdobywać kolejne kraje? W końcu widząc trwałość rządów Fideszu, partie w innych krajach mogą pójść tą samą drogą.
- Orbán znalazł formułę, jak nie kopiować bezmyślnie wzorców z innych krajów, ale także, jak znaleźć własną drogę. Wspomniana przez pana krytyka ze strony Brukseli polega na tym, że Orban nie stosuje się do zaleceń MFW, Banku Światowego czy Komisji Europejskiej, ale ma własną receptę na gospodarkę. Okazało się, że kraje takie jak Grecja czy Portugalia, które postępowały zgodnie z wytycznymi światowych organizacji finansowych, popadły w jeszcze większy kryzys. Natomiast Orbán, który obrał własny kurs, wyszedł na tym dobrze. Lekcja, którą można z polityki premiera Węgier wyciągnąć, jest taka, żeby nie naśladować jego konkretnych rozwiązań, ale raczej żeby pielęgnować własną podmiotowość i mieć odwagę wybierać własną drogę. Jak widać, to procentuje.
Grzegorz Górny
Publicysta "wSieci".Znawca tematyki węgierskiej