Grzegorz Braun: Wysłać tych sędziów do więzienia

2014-08-06 4:00

Grzegorz Braun mówi o swoim tygodniowym pobycie w areszcie.

"Super Express": - Za obrazę sądu został pan skazany na tydzień więzienia. Z sali wyszedł pan przed końcem rozprawy, trzaskając drzwiami. Warto było?

Grzegorz Braun: - Ująłem się za godnością i honorem stanu sędziowskiego, który obrażają ludzie postpeerelowskiego wymiaru sprawiedliwości.

- Zrobiłby pan to jeszcze raz?

- To pytanie jest bezprzedmiotowe. To zdarzenie jest tylko drobnym elementem sprawy, która ciągnie się już siódmy rok. W uzasadnieniach kar na mnie nakładanych podawane są nieprawdziwe ustalenia. Sąd przypisuje mi słowa, których nie wypowiedziałem.

- Ale przypomina to trochę działanie wg zasady, że sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po mojej stronie.

- Nie trzeba wierzyć mi na słowo. Jestem siódmy rok ciągany po sądach za rzekomą napaść na policjantów. Każdy rozsądnie myślący człowiek musi uznać, że coś tu nie gra. Uczestniczę w tym jako baczny obserwator i to wręcz budzi moje zaciekawienie, jak daleko sądy postpeerelowskie mogą posunąć się w autokompromitacji.

- Ktoś, kto wychodzi przed zakończeniem rozprawy i trzaska drzwiami, sam prosi się o kłopoty.

- Dokumentacja tej rozprawy nie jest tajna, proszę się z nią zapoznać.

- Co z niej wynika?

- Sąd nie wysłuchał informacji, jakie chciałem przedstawić, i podtrzymał wcześniejszy wyrok. W środę będzie kolejna rozprawa sądu apelacyjnego, ma być rozpatrzone moje zażalenie na karę, która została już wyegzekwowana. Liczę, że sąd zechce choć wysłuchać tego, co mam do powiedzenia.

Zobacz: Super Express 6.08.2014: Rozwód Jacka Kurskiego, Stanisław Terlecki chciał się zabić oraz Grzegorz Braun OPINIA i wiele więcej!

- Może pan naskarżyć na polskie sądy do Trybunału w Strasburgu. Zrobi pan to?

- Nie przeceniajmy tego Trybunału. Skarga na sądy, którą złożyłem cztery lata temu, ciągle nie trafiła na wokandę. To dotyczyło sądów, które we wszystkich trzech instancjach nakazywały mi przepraszać za mówienie prawdy o pewnym wybitnym wrocławskim językoznawcy.

- Mam wrażenie, że chce pan zostać męczennikiem systemu. Szuka pan rozgłosu?

- Jeśli ogłasza pan taki konkurs, to proszę samemu w nim wystąpić.

- Nie szuka pan rozgłosu? Reżyser szykanowany przez podły system...

- Powtarzam, występuję w obronie sprawiedliwości, zdrowego rozsądku oraz majestatu sądów i RP.

- Podobno źle pana traktowano w areszcie. Ale więzienie to nie wczasy w Juracie.

- Areszt jak areszt. To był tylko tydzień. Wizytacja wypadła jednak ze wszech miar pozytywnie. Zabytkowy obiekt we Wrocławiu jest nadal solidny, personel w 70 proc. powinien być pozytywnie zweryfikowany przez wymiar sprawiedliwości i więziennictwo wolnej RP, gdyby kiedyś taka nastała. To doskonałe miejsce, żeby wysłać tam członków grupy przestępczej, jaką tworzą dziś sędziowie i prokuratorzy, którzy mnie tam zesłali.

- Po tych słowach sędziowie mogą nie być panu przychylni na kolejnych rozprawach. Czyli nie było lekko w zakładzie przy Świebodzkiej?

- W mojej rodzinie siedziało się za politykę latami. Rozwodzenie się nad realiami tego pobytu byłoby z mojej strony nie na miejscu. Ale standardy bywają różne. W kazamatach inkwizycji rzymskiej w XVII wieku przysługiwała zmiana pościeli dwa razy w tygodniu. Myśmy jeszcze tych standardów nie osiągnęli.

- Zdaje się, że był pan niepokornym osadzonym i m.in. odmawiał wstawania, gdy otwierano wizjer.

- Regulaminy więzienne przewidują rytuały, którym nie jestem gotów się podporządkować, nie będąc więźniem kryminalnym, tylko politycznym.

- Jest pan więźniem politycznym?

- Gdyby nie polityka i gdyby nie filmy, jakie realizuję, moja sprawa nie ciągnęłaby się siódmy rok. Młyny sprawiedliwości w moim przypadku mielą indywidualnym rytmem. Odsiadka w areszcie przerwała moją pracę nad dwoma filmami dokumentalnymi o dwóch dzielnych kobietach: Mary Wagner z Kanady i doktor Wandzie Półtawskiej z Krakowa.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail