O Tadeuszu Rydzyku znowu jest głośno przynajmniej z trzech powodów. Zakonnik odgrywa ważną rolę w konflikcie w obozie PiS i uchodzi za zdecydowanego przeciwnika wprowadzenia zakazu zwierząt futerkowych, który bardzo mocno forsują czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Druga głośna ostatnio sprawa związana z Rydzykiem dotyczy jego perypetii w Kanadzie, gdzie został ukarany zakazem odprawiania mszy świętych, co do furii doprowadziło rzesze wiernych (CZYTAJ O TYM TUTAJ). Trzecia gorąca kwestia dotycząca toruńskiego redemptorysty to sposób zwracania się do niego. Niedawno poseł Lewicy Andrzej Rozenek twardo postanowił, że będzie mówić o Rydzyku "pan", co nie spodobało się posłance PiS Annie Milczanowskiej. - Ja bym chciała prosić pana posła, jeżeli już mówi o ojcu dyrektorze, żeby mówił ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk - zaapelowała Milczanowska podczas rozmowy w Polsat News. - Ale to nie jest mój ojciec. To jest dla mnie pan dyrektor a nie żaden ojciec. Jestem osobą niewierzącą i mogę mówić, jak chcę - ripostował Rozenek (WIĘCEJ TUTAJ), który nie jest jedynym, nietytułującym Rydzyka "ojcem". Do sprawy odniósł się Zbigniew Hołdys, który przedstawił na ten temat osobliwą teorię.
- W grypserze więziennej nie możesz powiedzieć do współwięźnia "posuń się" bo to straszna zniewaga (tak się mówi do cwela). Masz mówić "przesuń się". W grypserze pisowskiej podobną zastawkę wymusza zwrot "pan Rydzyk" - musisz mówić "ojcze dyrektorze", inaczej jesteś frajerem - stwierdził były lider Perfectu.