"Super Express": - Mówi pan z dużym przekonaniem, że jeżeli piloci lecieli według wskazań radiowysokościomierza, oznacza to ich błąd i winę za katastrofę.
Gen. Gromosław Czempiński: - Tak, urządzenie to reaguje na rzeczywistą wysokość terenu. Czyli głęboki jar sprawia, że pokazuje ono nadmiar wysokości. Do pewnego momentu wskazuje np. 150 metrów i po chwili 350 metrów. W ten sposób samolot na autopilocie reaguje, gwałtownie schodząc w dół, żeby wrócić do trajektorii lądowania. A to oznacza, że znalazł się poniżej płyty lotniska. Gdyby leciał, kierując się ciśnieniem atmosferycznym, tak by nie zareagował.
- Tak, ale skąd ta pewność, że nie było innych czynników? Nie zna pan zapisów czarnych skrzynek, tylko fragmenty rzucane jak ochłap na kolejnych konferencjach
- Mówię tylko o hipotezie, pewności mieć nie mogę. Na to wskazują przecieki. Kluczowe jest pytanie: dlaczego samolot zszedł tak nisko? Wytłumaczenie o radiolatarni i błędzie pilota jest jednym z najprostszych.
- Pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy mecenas Rafał Rogalski po zapoznaniu się z częścią materiałów podkreśla jednak, że nie można wykluczyć winy bądź współwiny po stronie rosyjskiej. I tego, że piloci mogą się okazać niewinni.
- I ja też nie mogę wykluczyć winy po stronie rosyjskiej. Z obiektywną oceną tej sytuacji musimy poczekać do ujawnienia rozmów między ziemią i załogą samolotu. Od chwili, kiedy pilot zgłosił się do wieży. Istotne są też informacje, które otrzymywał z radaru lotniskowego. Radar informuje, że jest się za nisko, za wysoko, schodzi się z kursu.
- Każdy laik zastanawia się, dlaczego pilot wiedząc, że samolot schodzi do 80 czy 70, a nawet 20 metrów, nie podrywa maszyny w górę? Przecież to chyba naturalny odruch? Piloci, którzy byli wówczas w kabinie, nie byli debiutantami.
- Tak, to niewątpliwie był bardzo dobry pilot. I to, o czym pan mówi, jest wciąż największą tajemnicą. Według słów Edmunda Klicha, pilot był ostrzegany przez drugiego pilota i system TAWS. I dowódca załogi nie reaguje? Ignoruje to? Musi być jakieś wytłumaczenie.
- Rosyjscy dysydenci zwrócili na naszych łamach uwagę, że Polska powinna uważnie przyglądać się śledztwu prowadzonemu w Moskwie. Nie ze względu na złą wolę, ale choćby postsowieckie bałaganiarstwo. Podkreślili, że wiele istotnych śledztw w Rosji zakończyło się niczym.
- Nie mam wiedzy, by oceniać rzetelność rosyjskiego śledztwa. Waga katastrofy w Smoleńsku jest jednak taka, że powinniśmy sami do końca doprowadzić swoje śledztwo. Bez oglądania się na wyniki Rosjan, po odzyskaniu wszystkich dowodów. Skrzynki z samolotów są naszą własnością i muszą do nas wrócić.
Gromosław Czempiński
Generał w stanie spoczynku, były szef Urzędu Ochrony Państwa