Nie milkną jeszcze echa wokół sowitych premii, które sobie oraz swoim ministrom przyznała w ubiegłym roku była premier Beata Szydło (55 l.), tymczasem wczoraj jeden z najhojniej nagrodzonych przez nią ministrów dał pretekst do kolejnej krytyki. Wicepremier Jarosław Gowin, który w ubiegłym roku otrzymał 65 100 zł premii, w Radiu Zet przyznał, że gdy był ministrem sprawiedliwości w rządzie PO-PSL, pensja nie wystarczała mu na bieżące wydatki. A jak wynika z jego oświadczenia majątkowego za 2012 r., zarabiał 14,5 tys. zł brutto miesięcznie, czyli ponad 10 tys. zł na rękę!
- Miałem wtedy trójkę dzieci na utrzymaniu, studiowały. I słowo honoru - czasami nie starczało do pierwszego - stwierdził Gowin. - Mnie starczało do pierwszego, a miałem te same zarobki, co Jarosław Gowin - powiedział nam poseł PO Borys Budka (40 l.), b. minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL. - Uważam, że to godziwe wynagrodzenie, bo to mniej więcej trzy średnie krajowe pensje - dodaje poseł Budka.
Słowa wicepremiera wywołały burzę w internecie. Marcelina Zawisza (29 l.) z partii Razem wyliczyła, że w czasie gdy Gowin był ministrem, miesięczne wynagrodzenie wynosiło 2400 zł brutto, czyli 1700 zł na rękę. - Nie bądź obojętny! Pomóż przeżyć Jarosławowi Gowinowi do pierwszego - ironizowali internauci.
Wicepremier przeprosił później na Twitterze za swoją wypowiedź. - Przepraszam tych, którzy poczuli się dotknięci moją niefortunną wypowiedzią - zwłaszcza tych, którzy zmagają się z prawdziwym niedostatkiem. Moim zamiarem nie było uskarżanie się na własną sytuację, która bez wątpienia jest o wiele lepsza niż milionów Polaków - napisał.
Zobacz także: Jarosław Gowin żali się na zarobki. Czy faktycznie ma powody do narzekań? [OŚWIADCZENIE MAJĄTKOWE]