Kiedy epidemia koronawirusa przybierała na sile, politycy klaskali w dłonie, aby okazać szacunek medykom, którzy podjęli walkę z pandemią. Dziś wielu Polaków zastanawia się, czy tamto działanie nie było jedynie teatralnym gestem, za którym stał tylko polityczny zysk. Tym bardziej gdy weźmiemy pod uwagę ostatnie głosowanie w Sejmie.
Otóż kilka dni temu przedstawiciele zawodów medycznych protestowali przed Sejmem, aby przekonać w ten sposób posłów, by zaakceptowali senackie poprawki podwyższające współczynnik pracy. Politycy całkowicie zlekceważyli głos medyków i odrzucili wspomniane poprawki. Co ciekawe, przeciw był m.in. były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha, były minister Łukasz Szumowski oraz była wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko, która z wykształcenia jest… pielęgniarką. Oczywiście wśród polityków, którzy byli przeciw ustaleniu najniższego wynagrodzenia zasadniczego znajdziemy także posłów innych partii i klubów.
Potwierdza się zatem teza, że zeszłoroczne klaskanie było przejawem populizmu. Być może politycy nie wiedzą, że ponad 40 proc. pielęgniarek i położnych zarabia poniżej 3000 zł netto miesięcznie. Oczywiście są to dane Stowarzyszenia Pielęgniarki Cyfrowe, którego działaczki przeprowadziły ankietę wśród części zawodów medycznych. Od wielu pokoleń pielęgniarki są jedną z najniżej opłacanych grup wysoko wykształconych specjalistów. Wiele wskazuje na to, że ta wiedza jest także tajemna dla rzecznika MZ Wojciecha Andrusiewicza, który na jednej z konferencji w MZ określił, że wynagrodzenie pielęgniarki za pracę obejmującą udzielenie świadczeń przez ok. 300 godzin w miesiącu wynosi 6500 zł. To oczywiście kwota brutto, od której potrącane są m.in. podatek oraz składka zdrowotna. Najgorsze w tym wszystkim nie jest nawet to, że pracownicy sektora zdrowia i przedstawiciele MZ mają w poważaniu medyków. Najbardziej przykre jest to, że wraz z jesienią nadejdzie kolejna fala koronawirusa i znowu zacznie się klaskanie. Czemu bicie braw odbywa się tylko wtedy, gdy politycy czują palący się pod nogami grunt?