Oto Gibała Łukasz, lat 35, doktor filozofii, prywatny przedsiębiorca i prywatny siostrzeniec Jarosława Gowina, ministra sprawiedliwości. Obaj posłowie, obaj wybrani z list Platformy Obywatelskiej. Nazwisko Gibały poznała Polska, ponieważ postanowił opuścić Platformę i przejść do Ruchu Palikota, robiąc z tego tak zwane halo, czyli z przytupem. I tu dochodzimy do sedna, czyli do Gibały Odkrywcy. Otóż Łukasz Gibała był przez cztery lata posłem PO. Potem miał trudności, żeby wystartować do Sejmu, bo nie wszyscy z Platformy go kochali. Bardzo jednak chciał, bardzo się zawziął, wydał mnóstwo pieniędzy na kampanię i został posłem PO powtórnie. Minęły cztery lata i ponad sto dni rządów Tuska i Gibałę wtedy właśnie ponoć olśniło i niczym Newton pod jabłonią dokonał odkrycia. Gibała rzekł: "Platforma nie realizuje postulatów, które leżą u jej fundamentów", i to właśnie miało być przyczyną odejścia Gibały do Ruchu Palikota. Czyli że przez cztery lata i sto dni tenże bystrzak nie zorientował się, że PO nie realizuje, aż tu nagle, objawienie!
Otóż powody są inne. Dużą rolę grają małe ambicyjki. Gibała w PO miał małą szansę na dużą karierę, więc szuka jej w partii bez programu, bez tożsamości, ze sztandarem z penisa, narkotyków i świńskiego ryja. Gibała przeszedł do partii Palikota, który był cztery lata posłem PO i był znaczącą częścią tych, którzy nie realizowali żadnego programu! Zamienił stryjek siekierkę na kijek.
Gdyby chciał Gibała zaskarbić sobie cień naszego szacunku, powiedziałby wprost: Pod gumowym penisem mam większe szanse życiowe niż przy wypalonym Donaldzie i jego ekipie. No, ale wtedy nie byłby Gibałą Odkrywcą, tylko Gibałą Karierowiczem. A ten ostatni przydomek jest już w Sejmie aż nazbyt popularny...