"Super Express": - Kilka miesięcy temu nikt by nie uwierzył, że naczelny krytyk stanu polskiej armii będzie doradzał szefowi MON. Co się stało?
Gen. Waldemar Skrzypczak: - Punktem zwrotnym była dymisja ministra Klicha. Mówił, że czas Skrzypczaka się skończył, a jego zastępca pytał, co ja mogę wiedzieć o armii, skoro mnie tam nie ma. Nikt nie proponował współpracy.
- Wahał się pan trochę, gdy ta propozycja padła?
- Wcześniej było kilka spotkań. Przedstawiliśmy sobie oczekiwania i zamiary. Dochodziliśmy do porozumienia, choć na początku nie spodziewałem się, że skończy się to decyzją o współpracy.
- Czym przekonał pana do siebie nowy minister?
- Wolą walki i zmian. Szybko wdraża się w tematy armii i muszę powiedzieć, że ma już sporą wiedzę. Mimo to bez pomocy ludzi, którzy "siedzą" w sprawach armii - tak jak ja - będzie mu ciężko.
- A jeśli za dwa miesiące będzie już zupełnie inny rząd. Pan może nawet nie zdąży się rozpakować.
- Dwa miesiące to dużo i mało. Myślę, że uda się uruchomić kilka spraw wymagających szybkiej decyzji i zarysować kierunek zmian w armii.
- Nie pomyślał pan, że dla PO jest pan tylko kolejnym transferem?
- Liczyłem się z tym. Ale sprawa armii jest najważniejsza i niecierpiąca zwłoki. Trzeba wykorzystać nawet sekundy! Nie wiążę naprawy armii z żadną partią.
- Ma pan jakieś tajne informacje, że minister Siemoniak pozostanie w MON po wyborach?
- W ogóle nie interesuje mnie polityka. Dla mojej kochanej armii jestem gotów paktować z samym diabłem.
- No, wreszcie nazywa pan rzeczy po imieniu!
- Proszę tego diabła z nikim nie utożsamiać. Nie idę do MON z sympatii politycznych ani dla pieniędzy...
- A ile będzie pan zarabiał?
- Niewiele, ale wystarczająco.
- Nie pytam co do przecinka...
- W przedziale między 3 a 5 tys. zł.
- W czym pan będzie doradzał?
- Chodzi głównie o reorganizację struktur dowodzenia oraz modernizację techniczną w celu osiągnięcia zdolności bojowej. Moja wiedza i doświadczenie wynikają z wielu lat praktyki na co dzień.
- Nie będzie panu brakowało tego sprawdzania się w boju?
- Nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki. Kiedyś uznałem, że jestem złym żołnierzem w mundurze i nie zmieniłem zdania. Więcej zrobię dla armii "na spocznij" niż na baczność w mundurze.
- Choć ma pan bardziej temperament wojskowego niż eksperta.
- To prawda. Czuję się dowódcą i będę się nim czuł do końca moich dni. Takim się już urodziłem.
- Czyli mamy dwóch dowódców MON. Wietrzę jakiś konflikt...
- Jako żołnierz będę lojalny. Powiedziałem sobie: "Dość już Skrzypczak tego szefowania. Pomóż tej armii jak możesz". Zachowam jednak własne zdanie.
- Oprócz Klicha krytykował pan też wojskowy "beton", którym się otaczał. On już panu nie przeszkadza?
- Przeszkadza. Armia wymaga wymiany pokoleniowej. Mnóstwo ludzi myśli po staremu. Chętnie reformują wszystko z wyjątkiem siebie. Reformy polegały na wycinaniu jednostek bojowych, a struktury warszawskie mają się dobrze. Ten beton to urzędnicy.
- Po odejściu z armii napisał pan dla "SE", że chce się teraz zająć córeczką. A jednak dał się pan skusić...
- Nie dałem i nie dam się skusić armii. Idę do MON. A ojcem to jestem chyba najszczęśliwszym na świecie.
Gen. Waldemar Skrzypczak
Były dowódca wojsk lądowych