"Super Express": - Polska, idąc za przykładem Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, wyśle na Ukrainę naszych doradców wojskowych, by wspomogli armię ukraińską swoją wiedzą i doświadczeniem. To ważna decyzja?
Gen. Waldemar Skrzypczak: - To bardzo dobra decyzja.
- Nie za późno? Wojna trwa w Donbasie już od roku.
- Lepiej późno niż wcale. Brytyjczycy i Amerykanie zmotywowali Polaków, bo sami byśmy takiej decyzji nie podjęli. Na pewno trzeba to robić. Przy okazji warto jednak pamiętać, że od wielu lat szkolimy się wspólnie z Ukraińcami w ramach natowskiego programu Partnerstwo dla Pokoju, który przyczynia się do podnoszenia umiejętności armii ukraińskiej.
- Jak bardzo to doradztwo dla ukraińskiej armii jest potrzebne? Słyszałem głosy, że większość strat ludzkich w jej szeregach wynika ze złego dowodzenia. Problem jest poważny?
- Problem polega na tym, że Wiktor Janukowycz wyczyścił ukraińską armię z dowódców, którzy byli z nami w Iraku. Zdobyli tam duże umiejętności i byli dobrze przygotowani, ale ich już nie ma. Tamtejszą armię trawi jeszcze jeden problem.
Zobacz: Cimoszewicz: Ukraina jest rzucana na kolana, to dojdzie do naszych granic
- Jaki?
- Jeżeli Petro Poroszenko poważnie myśli o uzdrowieniu swojej armii, to reformą reform jest reforma personalna. Musi wyczyścić dowództwo z prorosyjskich oficerów, bo póki oni w nim będą, Ukraińcy zawsze będą przegrywać, a armia będzie narażona na ogromne straty ludzkie. Bez tego każda inna reforma skończy się kompletną klapą.
- To problem, który objawił się już przy aneksji Krymu. Wtedy dowódcy masowo poddawali się Rosjanom i przechodzili na ich stronę. Za Janukowycza nie tylko wyczyszczono dowództwo z doświadczonych oficerów, ale armia przesiąknęła rosyjskimi agentami wpływu.
- Właśnie. Wiadomo, że nikt taki nie będzie kazał strzelać do kolegi z ławki.
- Wspomniał pan, że dopiero kiedy nasi sojusznicy zdecydowali się wysłać doradców, my także podjęliśmy taką decyzję. Rozumiem, że ma pan trochę pretensję o opieszałość?
- My akurat mamy formułę współpracy z armią ukraińską i powinniśmy to wykorzystywać, a nie udawać, że nic na ten temat nie wiemy. W polskim interesie jest bezpieczna, silna i niezależna Ukraina, więc powinniśmy dbać, żeby taką się stała.
- Nie ma pan jednak poczucia, że samo wysłanie doradców to trochę za mało, żeby Ukrainie pomóc odeprzeć rosyjską nawałę?
- Polska działa zachowawczo. Nie mamy własnej polityki wobec Ukrainy, ale oglądamy się na naszych sojuszników z Zachodu i czekamy na ich ruch. A przecież Francja i Niemcy nie robiły nic, żeby Ukrainie pomóc. Wręcz przeciwnie, robią wszystko, żeby nic z tego nie wyszło.
Polecamy: Opinie Super Expressu. Paweł Lisicki: Kluczowa jest Ukraina
- Na razie Amerykanie i Brytyjczycy chcą być w awangardzie. Powinniśmy na nich naciskać, żeby nie ograniczali się tylko do wysyłania doradców?
- Myślę, że tak. Zrobiła się atmosfera do tego, żeby rozszerzyć zasięg pomocy dla Ukraińców. Pierwszy krok w końcu zrobiono i teraz trzeba to pociągnąć. Powinniśmy teraz wyjść z inicjatywą i namawiać do tego naszych sojuszników w Waszyngtonie i Londynie.
- Co powinno być kolejnym krokiem w pomocy dla Ukrainy? Wysłanie broni?
- Przede wszystkim potrzebne jest wsparcie logistyczne, bo tego Ukrainie brakuje. Jeśli zdecydujemy się na takie wsparcie, to w końcu wyślemy na Ukrainę także broń. Tu jednak potrzebna jest decyzja Amerykanów. Akurat w tej kwestii potrzebujemy wsparcia Stanów Zjednoczonych, bo to jest po prostu bezpieczniejsze dla Polski. Na razie jednak trzeba Ukraińcom dać materiały, które pomogą im przetrwać na polu walki.
Czytaj także: Ukraina pogrąży się w ciemnościach! Wyłączą prąd w całym kraju!