Gen. Waldemar Skrzypczak podkreśla także, że "Polska powinna zacząć przejawiać inicjatywę" w polityce wobec Ukrainy. - Bo na razie tylko reagujemy na to, co się dzieje i wzajemnie się uspokajamy.
Kamila Biedrzycka: Szef ukraińskiego ministerstwa obrony mówi, że „inwazja rosyjska może bardzo mocno dotknąć Polskę”. Przesadza, czy sytuacja rzeczywiście jest dla nas niebezpieczna?
Gen. Waldemar Skrzypczak: Jeśli dojdzie do agresji Putina na Ukrainę, to ta wojna na Ukrainie się nie skończy. Ona się rozleje w różnych formach – gospodarczej, terroru energetycznego, czy nawet częściowej agresji militarnej. Europa będzie uwikłana w wojnę, która swój początek będzie mieć na Ukrainie. Więc byłbym daleki od uspokajania nas, że nic nam nie grozi, bo – moim zdaniem – trzeba być przygotowanym na scenariusze, które Putin ma w rękawie, a których my nie znamy. Jeśli ktoś sądzi, że wie wszystko o tym, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, to popełnia rażący błąd. Mamy prawo oczekiwać od swoich polityków pełnej wiedzy i zdolności do przygotowania się na nieznane scenariusze. A znając Putina mogą one być takie, jakich dotąd jeszcze nikt nie wygenerował. (…) Sytuacja, która ma miejsce za wschodnią granicą powinna niepokoić naszych polityków chociażby z tego powodu, że jesteśmy państwem frontowym. Niepokoi mnie ich spokój. Warto by było, żeby Polska zaczęła przejawiać inicjatywę. Bo na razie tylko reagujemy na to, co się dzieje i wzajemnie się uspokajamy. (...)
- Co nam, jako obywatelom Polski, grozi bezpośrednio?
- Skupiamy się tylko na pilnowaniu granicy i odpieraniu nękających ataków ze strony Łukaszenki i Białorusi. A tam sytuacja radykalnie się zmieniła – Łukaszenka właśnie zaczyna mobilizację swoich wojsk. Na Białoruś przybyły wojska pancerne z głębi Rosji, które już w tej chwili stacjonują pod Smoleńskiem. To, że ten potencjał może być wykorzystany budzi obawy. Chodzi oczywiście o Ukrainę, ale nie wiemy na co jeszcze stać i Putina i Łukaszenkę. Putin na pewno dąży do tego, żeby terroryzować Europę. Używa wszelkich możliwych i dostępnych środków żeby osiągnąć dwie rzeczy: złamać jedność Europy Zachodniej i NATO oraz naruszyć wolę obrony narodu ukraińskiego. Siła jego propagandy jest tak porażająca, że w zasadzie dociera wszędzie. Realizuje strategię złamania woli oporu i Ukraińców i Zachodu i Stanów Zjednoczonych. Jednak scenariusz agresji militarnej jest ostatnim scenariuszem, który Putin ma w rękawie. Mógł zaatakować już dawno, nie zrobił tego, więc elementu zaskoczenia już nie będzie miał. Ukraina jest przygotowana, więc ma świadomość, że jeśli zaatakuje, to jego armia poniesie dotkliwe straty.
- Poza tym sytuacja gospodarcza Rosji też pozostawia wiele do życzenia.
- I Putin ma tego świadomość. Rosji nie stać na długotrwałą wojnę. A wojna z Ukrainą nie byłaby jedno, dwu, czy pięciodniowa.
- Co więc jest w stanie go skłonić do ataku militarnego?
- Putin jest, mimo wszystko, rozsądnym człowiekiem. Posiada dobrych dowódców, którzy mają świadomość tego, kto jest potencjalnym przeciwnikiem. Dlatego będzie tak długo odciągał tę decyzję o ataku, aż powstanie atmosfera polityczna żeby mógł się wycofać z twarzą z tego, co wydarzyło się do tej pory. Temu służą jakieś relacje z Niemcami, które próbują całą tę atmosferę łagodzić. Niemcy w tym momencie sprzyjają rozwiązaniom Putina, co godzi także w polskie interesy.
- Niemcy w tym momencie grają na Putina?
- Nowy rząd niemiecki jest słaby, niejednoznaczny. Prowadzi rozmowy w Kijowie i Moskwie ponad głowami Unii Europejskiej i NATO. Od kogo ma uprawnienia żeby rozmawiać bez przedstawicieli Unii czy NATO? Nie bardzo rozumiem grę Niemiec, budzi niepokój.
- Putin będzie triumfował?
- Cały czas gra kartą, dzięki której wygrywa w tych relacjach z Unią Europejską, która jest bardzo spowolniona w swoich reakcjach. Putin jest szybszy – szczególnie gospodarczo i energetycznie. Unia musi się zmobilizować. Dobrze, że w końcu NATO zaczęło się jakoś budzić, przygotowywać i dawać wyraźne sygnały Putinowi, że wojna z Europą Wschodnią nie daje mu żadnych szans na powodzenie.
- A jak pan ocenia – w obecnej sytuacji – madryckie spotkanie premiera Morawieckiego z przedstawicielami skrajnie nacjonalistycznych i – w niektórych przypadkach – finansowanych przez rosyjski kapitał partii? Była tam m.in. Marine Le Pen, która o Ukrainie mówi, że to „sfera rosyjskich wpływów”.
- To jest bardzo dobre pytanie z kategorii pt. „jaką drogę Polska wybiera”. Czy Polska wybiera drogę proputinowską i relacji z partiami, organizacjami zachodnimi wspieranymi przez rosyjskich oligarchów? Przecież do oni finansują panią Le Pen – to żadna nowość, o tym wiedzą wszyscy. Dla mnie to jest niezgodne z interesem polskiego państwa i z polską racją stanu. To jest wiązanie się z partiami, które są od lat związane z Moskwą. My takiej Europy, jak chce Putin, nie chcemy. Trzeba powtarzać politykom, że nie będziemy taką Europą, jakiej chciałby Putin. Nigdy. Będziemy się przed tym bronić. Rozmawiała Kamila Biedrzycka