- „Super Express”: - W zeszłą środę prezydenci Andrzej Duda i Donald Trump podpisali w Białym Domu wspólną deklarację o współpracy obronnej w zakresie obecności sił zbrojnych USA na terytorium Polski. W ramach polsko-amerykańskich ustaleń doszło do deklaracji gotowości zakupu 32 samolotów F-35. Polskie wojsko mierzy się obecnie z wieloma wydatkami mającymi na celu modernizację armii. Potrzebujemy kolejnych?
- gen. Roman Polko: - Zdecydowanie potrzebujemy nowych samolotów. Te stare spadają, są wysłużone. Jeżeli jednak spojrzymy na skalę wydatków, o których pani mówi, to powstaje pytanie, czy damy radę zakupić wszystko, czego potrzebuje rodzime wojsko w tak krótkim czasie?
- Jaka jest odpowiedź?
- Nie damy rady zrobić wszystkiego na raz. Tym bardziej, że kupno samolotów F-35 to także kupno systemów do rzeczonych maszyn. Sam samolot to jedynie skorupa, do której musimy zakupić specjalistyczne oprogramowanie. Jednak podkreślam raz jeszcze. Zakup F-35 jest krokiem naprzód. Jeżeli poważnie traktujemy zagrożenie ze strony Rosji to musimy poważnie traktować naszą modernizację. Mam nadzieję, że negocjatorzy wynegocjują odpowiednią cenę za F-35 oraz inne wydatki, które są związane z budową stałych baz USA w Polsce.
- Od wielu lat, jak mantra powtarzane jest pytanie, czy Polska kiedykolwiek będzie w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwo bez potrzeby zawierania sojuszy? Krytycy paktu z USA uważają, że przyjaźń Polski z jednym z największych mocarstw jest mitem, a my niepotrzebnie uzależniamy się od Stanów.
- Warto podkreślić, że pierwszy raz mamy do czynienia z konkretną deklaracją. Dotychczas wyglądało to zgoła inaczej. Polska nie jest w stanie zagwarantować sobie bezpieczeństwa samodzielnie. Powiem więcej, cała Europa nie dałaby rady powstrzymać ewentualnej agresji ze strony rosyjskiej. Strategiczny sojusz z USA jest nam potrzebny, ale nie tylko nam, bo reszcie Europy również. Amerykanie ratowali nas z opresji podczas I i II wojny światowej, więc w moim przekonaniu to naturalne, aby kontynuować sojusz właśnie z USA. Z mojego doświadczenia wynika, że dzięki przyjaźni ze Stanami Zjednoczonymi nasza armia zawsze poprawiała jakość sprzętu, którym dysponowała. Sam szkoliłem się na koszt amerykańskiego podatnika. Dzięki USA dochodziło do modernizacji. Tym razem też tak będzie, więc warto z tego korzystać.
- Skoro jesteśmy przy wątku ekonomicznym. Krytycy budowy stałych baz USA w Polsce twierdzą, że nie powinniśmy ponosić całościowych kosztów wokół tego przedsięwzięcia. Rzeczywiście?
- Pani redaktor, to naturalne, że w takiej sytuacji Polska ponosi 100 proc. kosztów. Gdy Polska szkoliła się w USA to Amerykanie ponosili wszelkie koszty z tym związane. W tym przypadku nasi żołnierze będą korzystać z infrastruktury i sprzętu, który zostanie zakupiony przy okazji budowy baz i zaplecza. Wreszcie nasza siermiężna baza poligonowa zostanie zmodernizowana. Wysokie standardy naszych przyjaciół z USA zostaną przeniesione do Polski co korzystnie wpłynie na armię. Kraj sojuszu zawsze udziela zaplecza państwu, które stacjonuje na jego terenie. Nie doszukujmy się tu drugiego dna, bo go nie ma. Jak zapraszam do siebie gości to nie każe im, aby malowali ściany w moim pokoju. Sam to robię.
- Andrzej Duda powiedział, że: „Obecność żołnierzy ma być rotacyjna, ale bazy stałe”. Pojawiły się opinie, czy nie lepiej gdyby obecność żołnierzy także była stała?
- Zwiększenie grupy dywizyjnej pokazuje, że będzie to trwała obecność żołnierzy amerykańskich w Polsce. Wiem, że niektórzy chcieliby, aby Amerykanie przyjechali do Polski, zakotwiczyli w jednym miejscu i na nim osiedli. Jednak tak to nie działa. Rotacja żołnierzy przypomina, że żołnierz musi być mobilni. Nie może być tak jak czasem bywa u nas, że dochodzi do przenoszenia jednostki i nagle pojawiają się wymówienia.
Rozmawiała Sandra Skibniewska