Gen. Gromosław Czempiński: Emocje Cenckiewicza

2016-08-11 4:00

- Jedynym w miarę wiarygodnym źródłem są dokumenty znalezione w domu Kiszczaka. Pozostaje czekać na ich opracowanie przez IPN. - mówi generał Gromosław Czempiński, były szef Urzędu Ochrony Państwa, w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Historyk Sławomir Cenckiewicz przedstawił na Facebooku dokument, który sugeruje, że w dniu, w którym doszło do wybuchu w jednym z gdańskich bloków w 1995 roku, funkcjonariusze UOP przeszukali mieszkanie pułkownika Adama Hodysza i przejęli kopie akt mających obciążać Lecha Wałęsę. Jak pan odniesie się do dokumentów udostępnionych przez prof. Cenckiewicza? W tamtych czasach był pan szefem UOP.

Gen. Gromosław Czempiński: - Niewiele na ten temat wiem. Pierwsze słyszę, żeby znaleziono jakieś akta w mieszkaniu pułkownika Hodysza. Powinien być przedstawiony protokół w formie notatki. Delegatura w Gdańsku podlegała bezpośrednio pod kontrwywiad - ich szefem był pułkownik Konstanty Miodowicz. W związku z tym informacja o przeszukaniu mieszkania pułkownika Hodysza mogła być wewnętrzna. O ile prawdziwa jest notatka, którą udostępnił prof. Sławomir Cenckiewicz, że w mieszkaniu pułkownika były akta związane z Wałęsą.

- Teraz można stwierdzić, że dokumenty Wałęsy znajdowały się w różnych miejscach.

- Zgadza się. Tylko że były to kopie kopii dokumentów. Być może jeżeli coś znaleziono w mieszkaniu pułkownika Hodysza, to uznano, że nie muszę o tym wiedzieć. Natomiast nie wyobrażam sobie, żeby UOP brał udział w jakichkolwiek inscenizacjach wybuchu w gdańskim bloku, gdzie mieszkał pułkownik Hodysz. Normalną rzeczą jest, że - jeżeli osoba wysokiego szczebla miała jakiś wypadek czy spaliło jej się mieszkanie - funkcjonariusze zabezpieczali dokumenty, które nie powinny znajdować się w prywatnym mieszkaniu. Jeżeli w mieszkaniu były dokumenty dotyczące Wałęsy, to jestem zdziwiony, że nie było dalszego ciągu rozwiązania tej sprawy. Nawet kopie z klauzulą tajności nie mogą się znajdować w prywatnych rękach, ponieważ jest to własność urzędu.

- Jak pańskim zdaniem powinno się wyjaśnić tę sprawę?

- Czekamy na ekspertyzy akt, które zostały znalezione w domu Kiszczaka. Sądzę, że wszyscy jesteśmy tym zainteresowani. Trzeba podkreślić, że dokumenty - poza aktami w domu Kiszczaka - były fałszywkami. Tych fałszywek było pełno. Myślę, że dziś powinniśmy przyjąć do wiadomości, że te dokumenty, które były w różnych miejscach, są nieistotne. Jedynym w miarę wiarygodnym źródłem są dokumenty znalezione w domu Kiszczaka. Pozostaje czekać na ich opracowanie przez IPN.

- Prof. Sławomir Cenckiewicz jest członkiem Kolegium IPN.

- Niestety, pan prof. Cenckiewicz kieruje się emocjami. Historyk nie powinien tak robić. Historyk powinien mieć dystans do tych akt, żeby je obiektywnie oceniać. Nie można z góry niczego przesądzać.

- Czyli twierdzi pan, że dokumenty, które posiadał pułkownik Adam Hodysz, były fałszywkami, a UOP nie był odpowiedzialny za wybuch w gdańskim bloku.

- To absurd, że UOP miał z tym coś wspólnego. Takie myślenie jest naganne. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś do mnie przyszedł z taką propozycją "przedsięwzięcia". Zaskakujące jest, że ja nie wiedziałem o tym, że w domu pułkownika Hodysza znaleziono dokumenty, których nie powinna posiadać prywatna osoba. Pułkownik Hodysz nie pracował już wtedy w UOP. A nawet jakby był pracownikiem UOP, nie mógł dysponować tymi aktami - nawet gdyby były fałszywkami. Powinno być zrobione postępowanie w tej sprawie.

Czytaj: Tadeusz Płużański komentuje: Skoro tak im się łagry podobają...