Nie czekając na rozpatrzenie wyrażonego sprzeciwu, skierował do Sejmu własny projekt niewiele różniący się od rządowego. Bez zbędnej zwłoki nowe prawo zostało uchwalone.
Na podobny bieg wypadków wskazuje zapowiedź konsultacji i rozmów z członkami rządu, organizacjami kombatanckimi czy przedstawicielami osób pokrzywdzonych w stanie wojennym. Nie trzeba szczególnej przenikliwości, aby wyobrazić sobie, jakie tam padną argumenty. Niezależnie od tego, jeśli prezydent chce, aby - jak twierdzi - powstała ustawa, która nie będzie dzielić społeczeństwa, zostanie przyjęta ze zrozumieniem, będzie przywracać sprawiedliwość, nie wprowadzając jednocześnie niesprawiedliwości, to jest tylko na to jeden sposób. Wyrzucenie inicjatywy ustawodawczej do kosza.
Prawie 40 lat po ogłoszeniu stanu wojennego ponad 56 proc. Polaków mówi "nie" degradacji generała Jaruzelskiego. Tylko 14 proc. domaga się tego zdecydowanie. I to po latach publicznego zohydzania, oskarżania o największe zbrodnie, odsądzania od czci i wiary. Dla większości społeczeństwa degradacja nie będzie degradacją, a generał pozostanie generałem i pierwszym prezydentem III Rzeczypospolitej.
Monika Jaruzelska zwraca uwagę, że nie chodzi tylko o jej ojca. Apeluje do prezydenta, aby nie upokarzać byłych jego podwładnych, ich rodzin ani tych żołnierzy, którzy swoją służbę zaczęli po 1989 roku. Drobna i delikatna kobieta staje w obronie wojska przy milczeniu umundurowanych mężczyzn. "Gdzie oni są"? - pyta w poruszającym tekście Marek Barański. Dowódcy, generałowie, których pełno na łamach, w radiach i telewizjach. Nie pisną, że ustawa pozwoli dowolnie degradować każdego, kto władzy podpadnie albo nawinie się pod rękę. Siedzą cicho i tylko patrzą, czy Błaszczak albo Duda nie zerka w ich stronę.
Na szczęście żołnierze mają Jaruzelską. Ona za nich mówi. I będzie mówić coraz głośniej i coraz częściej.
Sprawdź: Jacek Sasin: Jesteśmy inni niż Platforma