Rafał Chwedoruk

i

Autor: Andrzej Lange Rafał Chwedoruk

Gdyby Schetyna wierzył w wygraną, sam chciałby być premierem - mówi prof. Rafał Chwedoruk

2019-09-05 8:50

Polska polityka weszła już w pewne koleiny. Największe partie nie są już w stanie odbierać sobie elektoratów. A realna walka o głosy odbywa się na linii PO – SLD. Nie ulega wątpliwości, że w skali ogólnopolskiej Malgorzata Kidawa-Błońska nie jest odbierana jako osoba odległa lewicy. Jej nominacja to finalny atak na lewicę, próba sięgnięcia po jej wyborców. Natomiast ta decyzja jest spóźniona

„Super Express”: – Decyzja o wyznaczeniu jako kandydata na premiera Małgorzaty Kidawy Błońskiej to ruch dobry, czy raczej nie będzie skuteczny?

Prof. Rafał Chwedoruk: – Trochę przypomina mi to sytuację Polskiego Stronnictwa Ludowego, które postawiło trafną diagnozę porażki Koalicji Europejskiej, ale decyzję o samodzielnym starcie podjęło zdecydowanie zbyt późno. Tu jest podobnie. Decyzja może byłaby sensowna, jest jednak podjęta zbyt późno.

– Jakie korzyści chce mieć Grzegorz Schetyna ze wskazania Małgorzaty Kidawy Błońskiej jako kandydatki na premiera?

– Kandydatka związana od lat z Warszawą może liczyć tu na lepszy wynik. Z punktu widzenia maksymalizacji wyniku wyborczego jest to na pewno ruch sensowny, ale mocno spóźniony. Na to nakłada się wątek samych polityków. I przede wszystkim – elektoratu PO. Widać tu prostą kwestię – Grzegorz Schetyna ratując Platformę po wyborczej klęsce musiał przesunąć ją trochę w centrum. Stąd mowa o konserwatywnej kotwicy, czy chadeckości. To uratowało PO w regionach w wyborach samorządowych. Ale liberalnemu elektoratowi z największych miast ten konserwatywny nurt może się nie podobać. Nominacja Kidawy-Błońskiej jest gestem wobec tego bardzo liberalnego elektoratu. I jest jeszcze jeden bardzo istotny element.

– To znaczy?

– Polska polityka weszła już w pewne koleiny. Największe partie nie są już w stanie odbierać sobie elektoratów. A realna walka o głosy odbywa się na linii PO – SLD. Nie ulega wątpliwości, że w skali ogólnopolskiej Malgorzata Kidawa-Błońska nie jest odbierana jako osoba odległa lewicy. Jej nominacja to finalny atak na lewicę, próba sięgnięcia po jej wyborców. Natomiast ta decyzja jest spóźniona, myślę, że gdyby podjęta została dwa miesiące temu miałaby szansę bardziej przysłużyć się opozycji. Teraz wprowadza jedynie zamieszanie.

– Jeśli Koalicja Europejska wygra, Grzegorz Schetyna będzie pełnił funkcję taką, jak Jarosław Kaczyński w PiS?

– (Śmiech). Gdyby powstał jakikolwiek niepisowski rząd, to Schetyna byłby królem polowania. Rzecz jednak w tym, że te wybory trzeba wygrać. Tu jednak wydaje mi się, że przesłanki kierujące Schetyną były inne. Gdyby przewodniczący PO od razu po przejęciu władzy w partii podjął decyzję, że on sam zajmie się ugrupowaniem, które jest w trudnej sytuacji po przegranej w wyborach, a na szefa gabinetu cieni wyznacza kogoś innego, taka decyzja miałaby ręce i nogi. Podjęcie takiej decyzji ad hoc, w ostatniej chwili, jest pewnym dalekim echem tego, że te napięcia wewnątrz partii istnieją. I są dosyć poważne.

– Nominacja dla Kidawy Błońskiej jest wyrazem wewnętrznych sporów w Platformie Obywatelskiej?

– Gdyby Grzegorz Schetyna wierzył w wygraną, to zapewne nie zrezygnowałby z ubiegania się o fotel premiera, startowałby w Warszawie a Małgorzatę Kidawę Błońską skierował do Wrocławia. Robi inaczej, gdyż w razie porażki nadal będzie mógł zachować kontrolę nad partią. O to toczy się gra.

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Nasi Partnerzy polecają