Paweł Graś: "Gazeta Wyborcza" odpowiada za podgrzewanie atmosfery

2010-11-15 3:00

Co naprawdę wydarzyło się w stolicy Polski w trakcie tegorocznego Narodowego Święta Niepodległości?

"Super Express": - Nie milkną echa wydarzeń z 11 listopada. Tegoroczne obchody Święta Niepodległości zapamiętamy głównie jako starcia manifestantów z policją. Jak pan je ocenia?

Paweł Graś: - Do starć rzeczywiście dochodziło, ale dzięki sprawnej akcji policji te starcia były tak naprawdę marginalne i zostały trochę wyolbrzymione. Na tle liczby ludzi, którzy brali udział w manifestacjach, trzeba uznać, że były to tylko drobne incydenty.

- Czy te incydenty nie przesłoniły nam całości obchodów?

- Trochę tak się złożyło, że media poświęciły więcej uwagi tym awanturom, a nie obchodom oficjalnym, które w różnych miastach się odbywały. Mieliśmy piękną manifestację z tej okazji w Gdańsku. Za wielki sukces należy uznać, że wzięło w niej udział dwadzieścia tysięcy ludzi. Siłą rzeczy uwaga mediów była skupiona na tych drobnych, podkreślam, incydentach.

- Kto ponosi winę za te awantury?

- Myślę, że przed tymi obchodami została podgrzana atmosfera. Z jednej strony nakręcali się przeciwnicy marszu narodowców, a to z kolei mobilizowało środowiska narodowe, aby w tym marszu wziąć udział. Takie wzajemne napędzanie się tych dwóch środowisk trwało przez ostatnie kilkanaście dni. Widać to było w mediach i na forach internetowych. Wyjątkowe zamieszanie wokół tej sprawy napędziło uczestników.

- Można wskazać jakieś konkretne media, które uczestniczyły w podsycaniu tej atmosfery?

- Chodzi tu głównie o "Gazetę Wyborczą". Byłem nawet trochę zdziwiony, że poświęca ona tej sprawie tak dużo miejsca. Jest to jednak prawo wolnych mediów. Całe szczęście dorobiliśmy się też prawa do wyrażania swoich poglądów i żaden organ nie może zabronić legalnie działającej organizacji ich manifestowania.

- Nie martwi pana, że szum medialny wokół marszu zrobił reklamę radykalnym organizacjom?

- Rzeczywiście tak się stało. Pragnę jednak przypomnieć, że w Marszu Niepodległości brali również udział ludzie, których nie wolno nazywać faszystami, a takie określenia słyszeliśmy. Zdecydowanie protestuję przeciwko temu, żeby osoby, które wyraziły poparcie dla marszu, mam tu na myśli Pawła Kukiza czy Jana Żaryna, obdarzać takimi epitetami. Każdy czci święto w taki sposób, jaki uzna za stosowne.

- Wiemy, że ONR i Młodzież Wszechpolska są organizacjami wyrażającymi radykalne narodowe poglądy, czy jednak określanie ich mianem faszystów nie było nadużyciem?

- Oczywiście wyrażają one poglądy radykalne, ale są organizacjami legalnymi. W związku z tym, jeśli ktoś z takimi organizacjami walczy, powinien to robić na gruncie prawnym - dążyć do ich delegalizacji, wskazując działania, które naruszają prawo. W tej konkretnej sytuacji powinna zostać wydana zgoda na taki marsz i dobrze, że tak się stało. Dopiero jeśli w jego czasie dochodziłoby do łamania prawa, na przykład do wznoszenia haseł antysemickich czy odwoływania się do ideologii faszystowskiej, osoby dopuszczające się takich działań powinny zostać ukarane.

- Czy policja miała prawo zatrzymać Roberta Biedronia? No i czy on miał prawo uderzyć funkcjonariusza?

- Policja ma prawo zatrzymać każdego, kto narusza prawo. Czy w tej sprawie do takiego naruszenia doszło, dowiemy się od prokuratury, która na wniosek obu stron tę sprawę dokładnie zbada. Zdecydowanie odradzam wszystkim podnoszenie ręki na policjantów czy to w czasie demonstracji, czy w czasie kibolskich zadym. Każdy, kto atakuje policjanta, musi liczyć się z dotkliwymi konsekwencjami.

Paweł Graś

Rzecznik rządu