Greenpeace walczy. Najpierw statek organizacji zablokował inny statek, który miał do Polski wwieźć węgiel. Ponieważ tamowanie drogi jednym statkom przez drugie nie jest zbyt zgodne z prawem do akcji ruszyła straż graniczna. Efekt? Jak możemy przeczytać we wstrząsającej relacji nieocenionej w takich sytuacjach „Gazety Wyborczej” „służby z bronią maszynową wtargnęły na statek Greenpeace”. Chodzi o to, że celnicy, którzy są wyposażeni w pistolety i pistolety maszynowe, jak na celników przystało, i jak obowiązuje ich regulamin – mieli tę broń ze sobą. Ale dramaturgia robi swoje. Równie dobrze, ja mógłbym powiedzieć, że podczas częstych samochodowych podróży po Europie do mojego bagażnika zaglądają służby uzbrojone w broń „maszynową”, a panowie strażnicy uzbrojeni w broń „półautomatyczną” pilnują mnie w miejscu pracy.
Nie dość jednak godnej admirała Nelsona albo „Piratów z Karaibów” bitwy morskiej. Teraz aktywiści Greenpeace wspięli się na dźwigi w gdańskim porcie rozładunkowym. Nie pozwolą by zbrodniczy węgiel dotarł do Polski.
Tymczasem odchody i kilka tysięcy substancji chemicznych, którymi władze Warszawy zaszczyciły Wisłę właśnie na dużą skalę docierają do jej ujścia. Mamy kryzys ekologiczny, zanieczyszczenie jakiego chyba w Polsce nie było od czasu wielkiej powodzi w 1997 roku, kiedy Nysa i Odra zebrały pokaźną część Wrocławia. Trwa to już trochę. No i co? Gdzie jest Greenpeace? Wydał na początku oświadczenie w postaci wpisu na tłiterze. Wynikało z niego, że nie ma co się nadmiernie przejmować bo władze Warszawy dzielnie walczą z wyciekiem, a dużo ważniejsza jest walka o klimat.
A klimat wokół nich, tych gości z Greenpeace’u jest nieciekawy, bo tylko głupi teraz uwierzy, że im chodzi o cokolwiek innego niż politykę i pieniądze.