Jeśli więc ktoś naprawdę chce wiedzieć, czy i jak Polska jest przygotowana na takie zdarzenia jak na przykład epidemia, powinien o tzw. plany ciągłości działania poprosić i sobie je poczytać. Albo dać do czytania fachowcom. Nie jest bowiem tak, że nikt nie mógł tego, co się stało przewidzieć. Wręcz przeciwnie, zgodnie z nauką zarządzania, istnieje obowiązek może nie tyle przewidzieć, co snuć fikcyjne scenariusze rozmaitych ryzyk i się zawczasu na nie przygotować.
W przerwach między czytaniem kolejnych planów można jednak skupić się na rzeczy najprostszej. To jest na polityce zastępstw kluczowych pracowników. Wiadomo, są tacy, których braku w pracy nie zauważymy, a są tacy, bez których w robocie ani rusz. I dlatego wszystko powinno być ładnie poukładane, tak, żeby w przypadku, gdy kogoś zabraknie, nie stawała w paraliżu cała organizacja. Albo całe państwo.
Między innymi stąd się wywodzą takie pomysły, jak słynna instrukcja HEAD dotycząca lotów najważniejszych osób w państwie. Od czasu Smoleńska, wiadomo, że nie powinno być tak, żeby te osoby latały razem, bo co, gdy nagle samolot spadnie? Problem w tym, że zagrożeń jest więcej niż tylko spadające samoloty. Problem w tym, że takim zagrożeniem jest chociażby zarażenie się najważniejszych osób w państwie koronawirusem. Z oczywistych powodów osoby te, niczym pasażerowie lotów VIP, powinni być od siebie odseparowani. Prezydent, premier, wicepremierzy, marszałkini Sejmu nie powinny w ogóle się potykać, bo, jak brzydko mówiąc, jeden z nich wypadnie, to zgodnie z zasadami konstytucji władzę powinien na ten czas przejmować ktoś inny. Te zasady dotyczyć powinny także opozycji, ale u niej, braki w dowodzeniu akurat aż tak dotkliwe nie będą. Niestety patrząc chociażby na obchody rocznicy katastrofy Smoleńskiej widać, że nic takiego się nie dzieje. Wszyscy pakują się w jedno to samo okasłane miejsce i nagle się zdziwią, jak ileś osób naraz zostanie zarażonych.