Strajk nauczycieli w całej Polsce

i

Autor: Marcin Smulczyński / SE Warszawa

Galopujący Major: Jak Kaczyński nauczy Polaków solidarności

2019-04-10 13:01

Być może największą zaletą Jarosława Kaczyńskiego – z tych zalet prawdziwych – nie jest ani stawianie tamy polskim faszystom, którym od lat skutecznie odbiera głosy, ani nawet przekonanie innych partii do nieuniknionych transferów socjalnych w ramach 500+. Być może największą jego zasługą jest sposób, w jaki PIS walczy z kolejnymi strajkującymi, który to sposób pozwala spojrzeć na strajki w bardziej przyjazny sposób.

Wszyscy pamiętamy obrazki matek niepełnosprawnych i wykręcanie im rąk. Wszyscy pamiętamy rezydentów i ich rzekome wczasy w ciepłych krajach. Wszyscy teraz widzimy, jak machina medialna natarła na nauczycieli i jak będzie nacierać na rolników, pracowników sądów, taksówkarzy, czy każdego innego, kto odważy się walczyć o swoje.

Taki sposób atakowania strajkujących powoduje jednak efekt odwrotny. Nie, nie u elektoratu PiS – on czeka tylko na sygnał do nagonki. Efekt odwrotny widać u elektoratu liberalnego. Przez wiele, wiele lat liberalne serca były nieczułe na pojęcie strajku i walki o prawa pracownicze. Przez wiele lat ogromną estymą cieszyła się Margaret Thatcher, która jako żelazna dama złamała opór strajkujących górników. Dziś taki sposób postrzegania strajków, właśnie za sprawą Kaczyńskiego, się mocno zmienia.

I nie mówię tu o panu Rzońcy, Balcerowiczu, Petru czy nawet Schetynie. Mówię o zwykłych Kowalskich, także z klas średnich, którzy sami się powoli zaczynają ćwiczyć w empatii. Oczywiście, główną przyczyną popierania strajkujących jest wciąż nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego. Ale obok niej pojawiają się pierwsze oznaki, że elektorat liberalny powoli wychodzi z antystrajkowej szajby, którą tłuczono im przez lata do głowy. Powoli rodzi się solidarność między rolnikami, nauczycielami, lekarzami… Powoli także wielkomiejska klasa średnia zaczyna widzieć coś poza czubkiem własnego nosa.

To ważne, nawet bardzo, w kontekście ewentualnej zmiany władzy. Po pierwsze, problemy bowiem ot tak nie znikną. Jeśli władza się zmieni, to nowa władza będzie musiała mierzyć się z kolejnymi strajkami, a wówczas nie tak łatwo będzie znowu wywoływać neoliberalne, antystrajkowe demony. Po drugie, to nie od wielkomiejskiego lewicowego elektoratu zależą wyniki wyborcze i ciśnienia na zmiany, ale często od tego wyśmiewanego przeciętnego leminga Platformy, których jest milion i którzy mogą skręcać w stronę słusznie lewicową, jak skręcili już w sprawach ekologii czy praw LGBT. Po trzecie, jeśli ten strajk się przedłuży i jeśli wygra, wszyscy, w tym zwłaszcza najmłodsze pokolenie nastolatków, na własne oczy ujrzy skuteczność walk pracowniczych i dostanie polityczną nauczkę na całe życie. Po czwarte wreszcie, nie trzeba być geniuszem politologii, żeby zrozumieć, że tylko większa solidarność uratuje nas przed rządami populistycznej prawicy, których polityka polega wyłącznie na szczuciu jednych na drugich. Ta solidarność nie zbuduje się sama i nie powstanie od razu. Trzeba się jej nauczyć, jak wszystkiego innego w życiu. I dziś, po trochu dzięki Kaczyńskiemu, duża część społeczeństwa takie nauki właśnie pobiera.