Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Frycowe Aleksandry Dulkiewicz

2019-09-03 6:48

Aleksandra Dulkiewicz – prezydent Gdańska to wielka nadzieja Platformy Obywatelskiej. Nieopatrzona, świeża postać, która w dramatycznych okolicznościach wyszła z cienia i wkroczyła do wielkiej polityki jest i dla PO, i dla jej wiernych kibiców obietnicą nowej jakości. Problem polega jednak na tym, że zupełnie się w tej roli nie odnajduje.

Aleksandra Dulkiewicz – prezydent Gdańska to wielka nadzieja Platformy Obywatelskiej. Nieopatrzona, świeża postać, która w dramatycznych okolicznościach wyszła z cienia i wkroczyła do wielkiej polityki jest i dla PO, i dla jej wiernych kibiców obietnicą nowej jakości. Problem polega jednak na tym, że zupełnie się w tej roli nie odnajduje.

Kiedy zamordowano Pawła Adamowicza, szybko okrzyknięto Dulkiewicz – jego zastępczynię, i prawą rękę – jedyną prawowitą spadkobierczynią wieloletniego prezydenta Gdańska. Za aksjomat zdawało się uznawać to także PiS, które w wyborach uzupełniających nie wystawiło przeciwko niej kontrkandydata. Miesiąc miodowy szybko się dla niej skończył i trafiła w sam środek politycznego piekiełka. Dla PiS Gdańsk to sól w oku, bo jest niezdobytym bastionem Platformy. Nieustannie ostrzeliwany jest więc przez partyjną propagandę, a każda, nawet najmniejsza wpadka pani prezydent jest bezlitośnie przez nią wykorzystywana i wykpiwana. W ostatnich dniach materiału dla politycznej nagonki uzbierało się mnóstwo.

Z jednej strony bardzo słabe, źle napisane i wygłoszone przemówienie na Westerplatte, a z drugiej fatalny dobór słów w czasie debaty z przedstawicielami władz Londynu i Berlina, do których zwróciła się per „egzotyczni goście”. Zabrzmiało to o tyle obraźliwie, że burmistrz Londynu Sadiq Khan to z pochodzenia Pakistańczyk, a sekretarz stanu landu Berlin, Sawsan Chebli, ma korzenie palestyńskie. Wcześniej naraziła się prawicy organizacją obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej, które, jak informował gdański magistrat, miały być prowadzone w wesołej atmosferze.

Kubłem pomyj, który się na nią za to wszystko wylał, można by obdzielić niejednego polityka. Trzeba uczciwie przyznać, że ciężko sobie na to zapracowała. Osobiście nie przypisywałbym jej jakiejś szczególnej złej woli. Widzę w tym raczej brak politycznego otrzaskania. Wcześniej była bardziej urzędniczką niż polityczką i stała się nią bardziej z przypadku niż ze szczerej chęci. A takie szybkie awanse na eksponowane stanowiska rzadko komu służą. Przekonał się o tym zresztą Mateusz Morawiecki, który w pierwszych miesiącach premierostwa również słabo radził sobie z nową funkcją. Polityka to zawód, w którym doświadczenie jest kluczowe i ekspresowe kariery mało komu w niej służą. Trzeba przejść naprawdę długi szlak bojowy, żeby dojrzeć do pewnych stanowisk. PO wyciągnęła Dulkiewicz na sztandary, ale nie przeprowadziła z nią nawet przyspieszonego kursu na polityka. Teraz i partia matka, i sama pani prezydent płacą za to wysoką wizerunkową cenę.