„Super Express”:- W weekend prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński złożył sensacyjną deklarację – zapowiedział, że za cztery lata w jego miejscu stać będzie „ktoś inny”. Co oznacza dla polskiej polityki zapowiedź odejścia Jarosława Kaczyńskiego z polityki?
Jarosław Flis: – Zanim dojdzie do tego odejścia będą mały miejsce dwa niezwykle istotne wydarzenia, które ustawią właściwy kontekst deklaracji prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
– Czyli?
Mam na myśli wybory parlamentarne, które odbędą się jesienią oraz wybory prezydenckie, do których dojdzie za rok. Wówczas okaże się, czy deklaracja będzie odejściem człowieka spełnionego, który odniósł wielki sukces, czy nie. Deklaracje takie, jak ta, o której rozmawiamy nie zawsze są jednak dotrzymywane. Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski jeżeli dobrze pamiętam, cztery razy mówił, że „obecna kadencja jest jego ostatnią, po niej odejdzie”. Jak dotąd nie odszedł. Z deklaracją Jarosława Kaczyńskiego może być podobnie. Oczywiście inaczej będzie wyglądać sytuacja, w której PiS wygra, zupełnie inaczej, jeśli PiS straciłby władzę. Mimo wszystko rozumiem tę deklarację Jarosława Kaczyńskiego o odejściu jako coś bardzo odległego. Przynajmniej na razie.
– Załóżmy, że prezes naprawdę rozważa emeryturę. Co to będzie oznaczać dla partii rządzącej?
– Tu może być bardzo różnie. Oczywiście może być tak, że w Prawie i Sprawiedliwości jest już „delfin”, człowiek szykowany przez prezesa na stanowisko jego następcy, który zostanie namaszczony na lidera.
– Jednak prezes wydaje się człowiekiem nie do zastąpienia. W polityce jest niemal całą III RP, jest niekwestionowanym liderem swojego obozu?
– Dziś tak to wygląda. Jednak są w Europie przykłady polityków długo będących liderami, a po których odejściu ich formacje przetrwały. Irlandzki polityk Éamon de Valera politycznym liderem był w zasadzie od Powstania Wielkanocnego w 1916 roku a czynnym politykiem do lat 70. XX wieku. W latach 1959 – 1973 pełnił urząd prezydenta. Odszedł z polityki w wieku ponad 90 lat. Jego partia przetrwała odejście lidera. Istnieje do dziś.
– Irlandia to dość odległy przykład. Tam była walka o niepodległość, De Valera zanim odszedł z polityki był przez dwie kadencję, a więc partię przekazał komu innemu. Kaczyński na urząd prezydenta raczej kandydować nie będzie.
– Jest znacznie bliższy przykład – to Helmut Kohl. Również przez wiele lat pełnił funkcję kanclerza i jednocześnie lidera CDU. Wskazał na następczynię mało znaną Angelę Merkel. I pani kanclerz rządzi Niemcami od 2005 roku, są poważne opinie mówiące, że przynajmniej dorównała Kohlowi. Liderem partii była do 2018 roku. W Polsce podobne przypadki przekazania władzy też miały miejsce. Przykładem są chociażby Katowice, gdzie prezydent Uszok zrezygnował, ale władzę w mieście przejął namaszczony przez niego kandydat. Nie można wykluczyć, że prezes Jarosław Kaczyński ma plan przekazania komuś władzy. Być może kogoś namaści. Ale jak mówię – wcale nie byłbym przekonany co d tego, że deklaracja o wycofaniu się z polityki jest ostateczna.
– Bo problemem byłoby chyba nie to czy prezes może kogoś namaścić, tylko czy jest jakakolwiek osoba, która może w przyszłości zająć jego miejsce?
– Tutaj znów odpowiedź na pytanie uzależniona jest od wielu czynników. Bo naturalnym następcą dziś – gdyby spytano kogoś na gorącą – byłby premier Mateusz Morawiecki. Ale znów – inaczej pozycja premiera będzie wyglądać w sytuacji, w której wybory parlamentarne zdecydowanie wygra Prawo i Sprawiedliwość, Morawiecki zachowa stanowisko szefa rządu, a wybory prezydenckie wygra urzędujący prezydent, Andrzej Duda. Inaczej, gdy PiS będzie dalej rządzić, ale na przykład Duda wybory przegra. Jeszcze inaczej, gdy Duda wygra a PiS straci władzę. A zupełnie sytuacja się zmieni, gdy obóz rządzący przegra jedne i drugie wybory.
– A co oznaczałaby realizacja poszczególnych scenariuszy?
– Wygrana PiS i prezydenta to oczywiście wielki sukces całego obozu władzy. W wypadku, gdy Duda przegra wybory, a Morawiecki nadal będzie premierem, jego pozycja automatycznie wzrasta. Z kolei gdyby PiS władzę stracił, pozycja Morawieckiego też automatycznie idzie w dół. Ale rośnie pozycja prezydenta Dudy jako lidera obozu. W sytuacji wielkiej porażki – w jednych i drugich wyborach – sytuacja zmienia się radykalnie, wówczas przyszły lider byłby wybierany w ogóle spośród innych osób. Dlatego powtarzam, że w ogóle poważna dyskusja o deklaracji Jarosława Kaczyńskiego może odbyć się dopiero po wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Wtedy będziemy wiedzieli dużo więcej.
– Do zmiany przywództwa i to pokojowej doszło w Platformie Obywatelskiej. I jednak Grzegorz Schetyna jako lider w powszechnym mniemaniu się nie sprawdza?
– Ale proszę zwrócić uwagę, że jego przywództwo jest niekwestionowane. I to pomimo ewidentnych porażek. Bo opozycja przegrała – mimo wszystko – wybory samorządowe, przegrała europejskie. Mogą trwać różne tarcia i dyskusje na temat konfiguracji, w jakiej partie opozycyjne wystartują w wyborach parlamentarnych, kto będzie kandydatem opozycji w wyborach prezydenckich. Jednak sama pozycja lidera Schetyny w PO jest niekwestionowane.
– Wracając do prezesa Jarosława Kaczyńskiego – jego pozycja w PiS też nie jest kwestionowana. Ale, skoro mówi pan, że z oceną deklaracji prezesa trzeba poczekać do wyborów oznacza to, że w razie wygranej prezes odejdzie, a w razie porażki zostanie na czele obozu PiS?
– Tego nie wiemy. Jedno jest pewne – jeśli PiS utrzyma władze w Sejmie i w Pałacu Prezydenckim deklaracja prezesa będzie dotyczyć polityka wygranego, który odchodzi na emeryturę w momencie największego triumfu. Jeśli powtórzy się rok 2007, wszyscy wystąpią przeciwko PiS, będzie to deklaracja jedynie lidera dużego obozu politycznego.