"Super Express": - Kiedy przedstawiciele władz państwowych mogą zakazać zorganizowania demonstracji?
Anna Lesiak: - Demonstracje i zgromadzenia mogą być zakazywane tylko w bardzo szczególnych wypadkach: gdy zagrażają bezpieczeństwu albo porządkowi publicznemu, ochronie zdrowia i życia ludzkiego, moralności publicznej, mieniu w znacznych rozmiarach czy też łamią prawo do wolności innych osób.
- A jeżeli zawiąże się grupa obywateli, którzy uznają, że nie podoba im się legalna demonstracja i postanowią jej przeszkodzić?
- Próba blokowania legalnej demonstracji przez inną demonstrację nie jest legalna. Bo podmiot, który dostał zezwolenie na demonstrację, ma prawo ją prowadzić. Natomiast każda demonstracja może być przerwana przez siły porządkowe, jeżeli zacznie zagrażać jednemu z wyżej wyszczególnionych przypadków. Od tej decyzji oczywiście można się odwołać.
- Czyli "Gazeta Wyborcza", nawołując do zatrzymania legalnej demonstracji podczas Narodowego Święta Niepodległości, złamała prawo?
- Niekoniecznie. Bo może na łamach tego dziennika do niedopuszczenia do demonstracji nawoływano organy władzy publicznej.
- Gwizdki mające zagłuszać legalną demonstrację były za darmo rozdawane przechodniom, a nie policjantom...
- Ja bym to uznała za jeszcze legalną formę wyrażania swojej opinii. Jakakolwiek próba fizycznego zakłócenia przebiegu demonstracji nosi już jednak znamiona nadużycia. Ale obok czuwa policja. Ona powinna usunąć osoby uniemożliwiające prowadzenie legalnej demonstracji. Albo ją rozwiązać, jeżeli sytuacja wymyka się spod kontroli. Bo wtedy ważniejszy jest spokój i bezpieczeństwo, a legalne wyrażanie swoich poglądów schodzi na drugi plan.
- Jak więc nazwać publiczne nawoływanie do sabotowania legalnej demonstracji i dbałość o logistyczny rozmach takiej inicjatywy?
- Takie działania z pewnością powinny spowodować wzmożenie czujności po stronie policji, być może również przygotowanie dodatkowych sił i środków.
Anna Lesiak
Adwokat, ekspert ds. prawa karnego