Jako człowiek z natury leniwy, nie lubię, kiedy zmusza się mnie do nadmiernego wysiłku, także intelektualnego. Dlatego nie poważam specjalnie tych pracowników, którzy przychodzą do mnie z informacją o problemie. I oczekują ode mnie, żebym wymyślił, jak ten problem rozwiązać. Najbardziej oczywiście lubię te sytuację, kiedy w ogóle nie wiem, że jakiś problem istniał. Ewentualnie dowiaduje się o nim długo kryzysie, na przykład w śmiesznej historyjce opowiadanej przy piwie. Ponieważ jednak idealny świat nie istnieje, godzę się również z takim wariantem, że przychodzi do mnie pracownik, informuje o problemie, a potem mówi: Mam trzy propozycje jak ten problem rozwiązać. Takim pracownikom daję podwyżki.
Podobnych zachowań oczekuje jako obywatel. Szczerze mówiąc umiarkowanie imponuje mi fakt, że ten i ów polityk dostrzegł, że w Polsce jest drogo. No faktycznie, też mi odkrycie. Owszem, mogę się uśmiechnąć, że to wiekopomne spostrzeżenie przy pomocy jakiegoś gadżetu wyświetlono na frontonie siedziby PiS. Nie powiem, zabawny happening. Ale fakt popsucia Kaczyńskiemu humoru nie jest dla mnie jakimś szczególnym osiągnięciem.
ZOBACZ>>>Kaczyński zobaczył to przed Wawelem w miesięcznicę pogrzebu brata. Musiało go zaboleć
Rozumiem też, że ten happening może przybrać rozmiary większej akcji propagandowej. Jasne - trzeba wbić ludziom do głowy, że to PiS odpowiada za drożyznę, takie jest święte prawo opozycji, choć taki między nami, jedynym źródłem ogólnoświatowej inflacji nie jest Nowogrodzka. Natomiast jako obywatel-pracodawca, nagradzający służących mi polityków głosami, oczekiwałbym tego jednego, dodatkowego elementu: pomysłu co z tym fantem zrobić.
Czyli przychodzi do mnie jakaś partia i mówi: Mamy drożyznę. PiS nie wie co z tym zrobić. Ale ja wiem. Oto moje trzy propozycje. Bo co – ja mam wymyśleć, jak zrobić, żeby było taniej?