Konstytucja powiada, że formalny start kampanii wyborczej następuje w dniu ogłoszenia decyzji prezydenta o zarządzeniu wyborów. Kończy się na 24 godziny przed dniem głosowania. Prezydent powinien zarządzić wybory nie później niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu. Termin głosowania powinniśmy więc poznać najpóźniej w sierpniu. Wtedy też zgodnie z prawem pełną parą mogłaby wystartować kampania wyborcza. Tyle tylko, że władza ma konstytucję w „poważaniu” i prowadzi kampanię już od tygodni.
Skoro władza może, to i opozycja nie pozostaje w tyle. Nazywa się to „prekampanią”. To tak jak „premałżeństwo”, znane dotąd jako „małżeństwo na „kocią łapę”. Z kampanią wyborczą w Polsce jest podobnie. Prezydent patrzy na to i ani się zająknie, Państwowa Komisja Wyborcza milczy, a kampania trwa w najlepsze. Była już w użyciu kiełbasa wyborcza w postaci 800+ (płatne po wyborach), było otwieranie otwartych mostów, przekazywanie przekazanych wozów strażackich, święcenie poświęconych już radiowozów, czy otwarcie tunelu, z którym PiS ma tyle wspólnego, co Kaczyński z Baletem Królewskim w Londynie. Teraz zaś na tapecie są kłamstwa na temat gotowej do ataku na Polskę grupy Wagnera-Webera. Na wschodnią granicę posłano już dodatkowych kilkuset policjantów. Być może poślą drugi kontyngent do wzmocnienia granicy zachodniej?
Nie milknie też nagonka na Unię Europejską, która jak twierdzą Kaczyński z Morawieckim, umyśliła sobie odrzeć nas z naszej tożsamości przy pomocy emigrantów z krajów muzułmańskich. Obaj zajadle bronią swych kłamstw nawet przyłapani, jak Morawicki przed kamerami TVN.
I tak łamanie przez rządzących prawa i deptanie zasad powoli wrasta w tkankę społeczną. Coś co do niedawna wydawało się niegodne, wstydliwe czy hańbiące coraz częściej jest tolerowane, wybielane, bagatelizowane. Zasady karleją do wymiarów żartu. Jak w słynnym dowcipie o rabinie, który nie mógł sobie poradzić z młodymi chłopakami przychodzącymi na modlitwę bez jarmułek. Wreszcie na drzwiach bożnicy wywiesił kartkę z napisem: „Przychodzenie do domu bożego bez nakrycia głowy jest tak samo ciężkim grzechem jak cudzołóstwo”.
Po tygodniu nic się nie zmieniło, tylko ktoś dopisał małymi literami: „Próbowałem jednego i drugiego – kolosalna różnica”.