Ewa Błasik wystąpiła do MON o więcej, niż zostało jej przyznane: żądała 250 tys. zł odszkodowania za "znaczne pogorszenie sytuacji życiowej" i 500 tys. zł odszkodowania wraz z ustawowymi odsetkami od 2010 roku. "Najpiękniejsze lata mojego życia podporządkowane były bezwzględnie armii" - argumentowała. "Częste zmiany zamieszkania i odpowiedzialność zapewnienia komfortowych warunków mężowi do wykonywania ekstremalnych zadań w powietrzu nie dawały mi możliwości rozwoju i spełnienia ambicji zawodowych" - napisała w pozwie.
Takich samych kwot zażądali także dorosła córka i syn. 29-letnia córka pisze, że "w chwili obecnej nie może ona liczyć na kontakt z ojcem". Rodzina uskarża się także na uraz psychiczny. "Przez wiele długich miesięcy publicznie znieważano i obrażano mojego ojca, wypowiadając pod jego adresem okrutne oszczerstwa" - napisali Błasikowie. MON zawarł z nimi ugodę - przyznano im po 250 tys. zł jako zadośćuczynienie.
Jest to już kolejne zadośćuczynienie przyznane tej rodzinie. W 2011 roku Skarb Państwa wypłacił im - tak jak 267 małżonkom, dzieciom i rodzicom ofiar katastrofy - po 250 tys. zł. Błasikowie otrzymali już w sumie 1,5 mln zł za śmierć męża i ojca.
Rodzinę czeka teraz ekshumacja bliskiej im osoby. Z jednej strony Ewa Błasik o to wnioskowała, z drugiej był to jeden z powodów żądania zadośćuczynienia. Szczątki generała będą wydobyte z grobu jako jedne z pierwszych.
Zastępca prokuratora generalnego Marek Pasionek (55 l.) uspokajał w środę rodziny ofiar przed czekającymi ich ekshumacjami. - Po ekshumacji ofiary katastrofy smoleńskiej będą niezwłocznie złożone do grobu - mówił prokurator. - I jakkolwiek by to brutalnie brzmiało, niestety, ale ciała ofiar są praktycznie jedynym dowodem, do którego możemy mieć w drodze ekshumacji dostęp - powiedział prokurator.
Zobacz: Prezydent Andrzej Duda POGRATULOWAŁ Donaldowi Trumpowi