Wszyscy dookoła stają na uszach w walce z epidemią. Władze Gdańska i Warszawy uznały jednak, że czas z tym skończyć. Komunikacja miejska stała się luźna i bezpieczna? To trzeba wprowadzić weekendowe rozkłady jazdy na co dzień. I upchać ludzi tak, by zarażali się jeden od drugiego.
Krytycy mówią o „niezrozumiałej decyzji”. Zrzucają to na oderwanie od rzeczywistości pani Dulkiewicz i pana Trzaskowskiego. Kontakt z komunikacją miejską mają przecież tylko w kampanii, kiedy strzelają fotki podczas demonstracyjnego przejazdu. Ja obawiam się, że jest to decyzja jak najbardziej zrozumiała. To nie są „błędy”, to głęboko zakorzenione, ideologiczne dogmaty.
Pamiętam co przez lata wygadywali o służbie zdrowia i transporcie publicznym politycy Platformy, także w swoich poprzednich formacjach. O tym, że powinna być skomercjalizowana (za słowo prywatyzowana grozili rozgrzanymi sędziami). Pamiętam „nieautoryzowany” wywiad posłanki Joanny Muchy (PO), w którym zasugerowała, że starszych ludzi nie warto leczyć.
I zastanawiam się ile trupów potrzeba, żeby politycy Platformy zrozumieli sens słowa „służba” w „służbie zdrowia” i to, że podobnie jak transport publiczny nie istnieje ona po to, by zarabiać?
Piszę o trupach, bo mam dziwne przekonanie na granicy pewności, że ktoś ze ściśniętych pasażerów w Gdańsku lub Warszawie zachoruje. Być może (oby nie), umrze. Gdyby tak się stało, to raczej znajdą się „rozgrzani” prawnicy, którzy zechcą z rodzinami zaskarżać za te decyzje - nie tylko miasta Gdańsk i Warszawę - ale panią Dulkiewicz i pana Trzaskowskiego indywidualnie.
Platforma była kiedyś dumna z ustawy, która wprowadzała odpowiedzialność majątkową za złe decyzje urzędników. Może czas ją rozszerzyć i zastosować w praktyce.