"Super Express": - Skąd zainteresowanie społeczeństwa i mediów sprawami takimi, jak sprawa Katarzyny W.?
Eryk Mistewicz: - Człowiek się nie zmienia. Niezależnie od tego, czy mamy wiek XXI czy średniowiecze, ludzie ciągle żądni są krwi i widoku publicznych egzekucji. Media wzmacniają ten proces. Znaleźliśmy się w czasach nowego średniowiecza, kiedy to w nienaturalny sposób media podtrzymują zainteresowanie, żywią się emocjami i prostymi atawizmami. Niezależnie od wyroku każdy już o tej sprawie słyszał i się z nią zaznajomił.
- Ale emocje, o których pan mówi, odczuwali ludzie wszystkich epok, a media relacjonują takie sprawy, odkąd tylko istnieją. To źle? Nie powinniśmy o tym mówić?
- To jest prymitywny sposób zajęcia ludzi sprawami, które są dla nich zrozumiałe i które ich emocjonują. To o wiele bardziej zrozumiałe dla ludzi niż np. kwestie OFE, ich emerytur, kryzysu gospodarczego czy amerykańskich podsłuchów. To trudne do wytłumaczenia przeciętnemu człowiekowi. Natomiast tutaj mamy do czynienia z emocjonalnym spektaklem: "Zabić! Zabić! Skazać! Najlepiej - na karę śmierci!". Najważniejsze jest, aby w mediach utrzymać uwagę ludzi. Dziennikarze, wydawcy tym żyją, aby sprzedać swój czas reklamowy i by taniej realizować swoje programy. W czasach nowego średniowiecza to nie Gall Anonim i kronikarze opisują te procesy, ale telewizja i Internet.
- To coś złego, że to robią?
- Nie stawiam takiego wniosku. Media dostosowują się do naszych atawizmów. Odpowiadają na żądzę krwi coraz gorzej wyedukowanego społeczeństwa.
- Ludzie chcą oglądać Katarzynę W., bo tak mówią media, czy media im ją pokazują, bo ludzie chcą ją oglądać?
- A co było wczoraj ważniejsze w głównych wydaniach serwisów informacyjnych w TVP, TVN i w Polsacie? Wyrok dla matki Madzi czy polskie Davos, czyli forum ekonomiczne w Krynicy?
- Ale to chyba nie jest tylko typowo polska specyfika?
- Polskie media są w drastycznie innym położeniu niż media na całym świecie. Pogarsza się ich sytuacja ekonomiczna, a to zmusza je do poszukiwania tematów, w które nie trzeba inwestować. Łatwiej jest podstawić wóz transmisyjny pod salę rozpraw, niż inwestować w dobre fotoreportaże czy wysokiej klasy dziennikarstwo śledcze, które de facto znika z polskiej przestrzeni publicznej.
- Chce pan powiedzieć, że w innych krajach tego typu sprawy nie są relacjonowane?
- Polskie media, a dotyczy tutułów chcących uchodzić za bardzo poważne, wypełnione są sprawą matki Madzi. Coś takiego byłoby nie do pomyślenia chociażby we Francji. Tam sprawy porwań dzieci, morderstw nigdy nie dominują przestrzeni publicznej w takim stopniu, jak w Polsce. U nas wynika to z niedoinwestowanych mediów z jednej strony, a z drugiej z coraz gorszego wykształcenia społeczeństwa.