Elżbieta Rafalska: Trzeba dużo złej woli, by tak negatywnie oceniać 500+

2019-05-09 5:00

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej w rozmowie z Tomaszem Walczakiem odpowiada na zarzuty Forum Obywatelskiej Rozwoju pod adresem programu 500+.

Elżbieta Rafalska

i

Autor: Piotr Grzybowski/Super Express Elżbieta Rafalska

„Super Express”: - Według raportu FOR na temat programu „500+”, trudno wskazać, że udało się za jego pomocą osiągnąć zadowalające rezultaty w jakiejkolwiek zakładanym obszarze. Nie sprawdził się ani jako program demograficzny, ani jako narzędzie redukcji skrajnego ubóstwa dzieci. Ma pani poczucie porażki, jaka rysuje się z tego raportu?
Elżbieta Rafalska: - Czytając ten raport odnosiłam wrażenie, że jego autorzy żyją w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Potrzeba naprawdę dużo złej woli, by w tak negatywny sposób ocenić efekty programu.
- Rzeczywistość jest bardziej optymistyczna?
- Jeśli mówimy o dzietności, to chcę mocno zaznaczyć, że wzrost liczby urodzeń w latach 2016-2017 i względnie niewielki spadek liczby urodzeń w 2018 r. miał miejsce w kontekście dynamicznie spadającej liczby kobiet w wieku rozrodczym. Biorąc pod uwagę, że zmiany liczby urodzeń są w dużej mierze zdeterminowane zmianami liczby kobiet w wieku rozrodczym, znacznie lepszą miarą oceny zmian demograficznych jest współczynnik dzietności.
- Co z niego wynika?
- W 2017 r. wyniósł on w Polsce 1,45 i był najwyższy od 1997 r. Szacujemy, że współczynnik dzietności w 2018 r. będzie kształtował się na podobnym poziomie, co w roku 2017. Wartości te są zdecydowanie wyższe, niż te przewidywane w prognozie demograficznej GUS na lata 2014-2050. Te w wariancie bardzo optymistycznym wskazywały wartość tego wskaźnika na poziomie 1,36 w 2017 r. oraz 1,39 w 2018 r. Co ważne, w ostatnich latach rodzi się więcej drugich, trzecich i kolejnych dzieci w rodzinie. W porównaniu do roku 2015, w 2017 r. odsetek urodzeń drugich wzrósł z 37,6 proc. do 40,1 proc., natomiast trzecich i kolejnych – z 14,8 proc. do 16,9 proc. W liczbach bezwzględnych w 2017 r. odnotowano wzrost liczby urodzeń trzecich i kolejnych dzieci o 8,8 tys. i był to najwyższy wzrost w latach 1990-2017.
- Miarą skuteczności 500+ jest więc współczynnik dzietności?
- Nie mamy wpływu na liczbę kobiet w wieku rozrodczym, a ta będzie spadać w dalszym ciągu. Wiąże się to z wychodzeniem z okresu prokreacyjnego roczników wyżu lat 80. Dlatego też spodziewamy się dalszego spadku liczby urodzeń – jest on nieunikniony. Jeśli jednak współczynnik dzietności utrzyma się na obecnym poziomie lub wzrośnie, będzie to oznaczać pewną poprawę tendencji w zakresie dzietności.
- A jak to jest z tym ubóstwem?
- Mówienie, że program nie przyczynia się do redukcji ubóstwa, to zaklinanie rzeczywistości.
Stopa ubóstwa skrajnego według danych GUS w latach 2015-2017 zmniejszyła się z poziomu 6,5 proc. do 4,3 proc., tj. o ok. 34 proc., co oznacza, że zmiana ta znajdowała się w przedziale zawartym w symulacji autorów raportu. Jednocześnie stopa ubóstwa wśród dzieci zmniejszyła się z poziomu 9,0 proc. do 4,3 proc., tj. o prawie połowę. Skala spadku jest faktycznie niższa, niż prognozowana w symulacji. Chcę jednak wyjaśnić, skąd mogą się brać rozbieżności między przywołanymi przez autorów Raportu symulacjami a danymi GUS.
- Skąd?
- To oparcie symulacji na dochodzie. Dane GUS dotyczące ubóstwa skrajnego oparte są natomiast na wydatkach, te zaś zazwyczaj są niższe od dochodów. Do uzyskania właściwego wyniku symulacji należałoby założyć pewną elastyczność pomiędzy wydatkami a dochodami, tzn. założyć, że część dochodów jest przeznaczana na wydatki – ale nie wszystkie. Nie jest zrozumiałe, dlaczego fakt, że rzeczywiste dane nie pasują do wyników symulacji autorów, jest przesłanką do formułowania tezy o rozczarowującym efekcie Programu. Problem wydaje się leżeć raczej po stronie założeń zawartych w symulacji odbiegających od metodologii liczenia ubóstwa skrajnego.
- Według autorów raportu skrajne ubóstwo udałoby się znacznie sprawniej zlikwidować za 12 proc. kosztów programu. Taka teza oznacza, że zmarnowano mnóstwo pieniędzy, które można by lepiej spożytkować na pomoc dla najbiedniejszych. Jak pani się do tej tezy odnosi?
- Jeżeli inwestycję w polskie rodziny, w edukację i poprawę warunków życia Polaków ktoś nazywa marnowaniem pieniędzy, to rzeczywiście mamy problem, ale z rozumieniem istoty Programu. Chyba każdy ma w swoim otoczeniu rodziny z dwójką, trójką, czasem większą liczbą dzieci, które przed uruchomieniem programu „Rodzina 500+” jakoś sobie radziły, jakoś żyły. Dzisiaj rodziny te w końcu stać na dodatkowe zajęcia dla dzieci, lepsze wyposażenie dziecięcych pokoi, remont mieszkania, może wspólne wakacje. Czy to jest marnowanie pieniędzy?
- „500+” zdaniem autorów raportu w ogóle bardziej sprzyja osobom zamożniejszym, bo tylko 37 proc. środków z niego trafia do rodzin ubogich. Może mają rację i rzeczywiście pomoc dla ubogich z tego programu jest zbyt słaba?
- Jak wynika z danych GUS, ubóstwo skrajne wśród gospodarstw domowych samotnych rodziców z dziećmi na utrzymaniu obniżyło się latach 2015-2017 z poziomu 6,5 proc. do 2,5 proc., co oznacza spadek o ponad 60 proc. To największy spośród wszystkich typów rodzin spadek w tym okresie. Wśród rodzin wielodzietnych ubóstwo obniżyło się z poziomu 12,2 proc. do 6,4 proc., czyli o prawie połowę. Pogłębione analizy na danych GUS sugerują jednocześnie, że źródłem wzrostu dochodu w tych grupach w omawianym okresie było przede wszystkim świadczenie wychowawcze. To chyba najlepsza odpowiedź.
- Czytamy też, że do najbogatszych polskich rodzin trafia 1,5 mld zł. To, że nie wprowadzono progu dochodowego dla majętnych, Ministerstwo tłumaczyło tym, że weryfikacja progu znacząco zwiększyłaby koszty obsługi programu. Czy jednak nie byłoby to tańsze niż te 1,5 mld zł?
- To jest tylko jedna strona medalu. Takie rozwiązanie przede wszystkim kłóci się z założeniami programu. Świadczenia skierowane do rodzin podobne do „500+” funkcjonują w większości krajów Unii Europejskiej. W części krajów dostęp do świadczeń nie jest, podobnie jak w przypadku świadczenia „500+”, uzależniony od spełnienia kryteriów dochodowych. Świadczenia takie otrzymują rodziny zarówno w krajach „starej” Unii (m.in w Austrii, Belgii, Finlandii, Niemczech, Irlandii, Wielkiej Brytanii), jak i w krajach, które dołączyły do Wspólnoty w ciągu ostatnich kilkunastu lat (np. na Węgrzech, Słowacji, Łotwie, w Estonii).
- Rozumiem, że uniwersalność programu „500+” wzmacnia poczucie, że państwo działa dla ludzi, a oni z jego dobrodziejstw korzystają. Ma to ważny wymiar społeczny, ale z drugiej strony w Polsce – kraju ograniczonych zasobów, wprowadzenie progu nie tylko pozwoliłoby na oszczędności, ale też wzmacniało poczucie pewnej sprawiedliwości społecznej?
- Przypominam, że „Rodzina 500+” jest programem społecznym, a nie socjalnym, dlatego warunkowanie przyznania świadczenia od dochodu, tzn. założenie, że „bogatym” się ono nie należy, całkowicie wypaczałoby sens programu.
- Jedną z ciekawszych tez raportu jest to, że na wprowadzeniu świadczenia „500+” na pierwsze dziecko zyskają znów głównie majętni Polacy. Rzeczywiście, po rozszerzeniu „500+” stanie się ono świadczeniem polskich bogaczy?
- Wcześniej słyszeliśmy natomiast, że świadczenia na drugie i kolejne dziecko w rodzinie – a przypominam, że kondycja gospodarki w 2016 r. nie pozwalała na przyznanie go na każde dziecko – jest dyskryminacją rodziców jedynaków i wielką niesprawiedliwością społeczną, ponieważ dziecko zamożnych rodziców też powinno otrzymywać świadczenie. I tak się stanie już od lipca. Tu znowu wracamy jednak do istoty programu, który nie jest programem socjalnym. Świadczenie „500+” otrzyma każdy rodzic, bez względu na dochód. Jednocześnie trzeba podkreślić, że fakt rozszerzenia Programu na osoby przeciętnie zamożniejsze od dotychczasowych beneficjentów świadczenia nie oznacza, że będzie to świadczenie „bogaczy”. Symulacje sugerują, że najwięcej nowych beneficjentów będzie ulokowanych w środku rozkładu dochodowego, z dochodem w okolicach przeciętnego poziomu, trudno ich zatem określać mianem „bogaczy”.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki