Do spotkania Bieńkowskiej i Wojtunika doszło w czerwcu ubiegłego roku. Ich tajną rozmowę miał nagrać Łukasz N., jeden z kelnerów podejrzanych o rejestrowanie rozmów polityków w restauracji Sowa i Przyjaciele. Taśmę z tego spotkania ujawnił tygodnik "Do Rzeczy".
Na początku spotkania Bieńkowska, która pełniła wtedy funkcję wicepremiera, ministra infrastruktury i rozwoju oraz zasiadała w Senacie, żaliła się szefowi CBA, że jest swoją pracą zmęczona. - Ja nie mam takiej śrubki politycznej. Ta polityka gówno mnie obchodzi. Rozumiesz? Gówno mnie obchodzi (.). Ja nie mam takiej napinki, że będę startowała w wyborach do Senatu - mówi Bieńkowska. Według Wojtunika w lepszej sytuacji był ówczesny szef rządu Donald Tusk (58 l.). - Ale on ma otoczenie, zaplecze, które wykonuje za niego polecenia - mówi Wojtunik. Po trzech kwadransach Bieńkowska znowu wraca do tematu swojej pracy. - Ale tym bardziej, jak nie masz takiej napinki parlamentarnej. Ja nie wiem teraz, po co to robię. To znaczy teraz... Wiesz, k..., o co mi chodzi. Ja już nie chcę do Sejmu, do Senatu. (.) Ja tam nic nie robię. Do pół roku wstecz chodziłam, bywałam na głosowaniach, a teraz, tak coś wypada, że nie mogę. To jest wstyd trochę, to znaczy. - wyznaje Bieńkowska. Jak wynika z oświadczenia majątkowego, Bieńkowska za to "nicnierobienie" w polskim parlamencie otrzymała za 2013 r. 29,6 tys. zł diety. A dodatkowo jako wicepremier i minister 179 tys. zł pensji. Na zarobki nie może też narzekać po przeprowadzce do Brukseli. Jako unijna komisarz zarabia ok. 87 tys. zł miesięcznie. Ciekawe, czy tam również potrafi nic nie robić.,
Zobacz: Elżbieta Bieńkowska i Paweł Wojtunik na romantycznej kolacji w restauracji Sowa i Przyjaciele