„Super Express”: – Drożyzna pustoszy kieszenie Polaków. Do tego wielu pracodawców deklaruje niechęć do podnoszenia wynagrodzeń swoim pracownikom. Czy zauważa pan tę niechęć ze strony przedsiębiorców do dawania podwyżek?
Piotr Kuczyński: – Owszem. Zgadzam się z tą obserwacją. Dane za czerwiec, które zostały opublikowane w lipcu, pokazują, że inflacja za czerwiec wynosiła 15,5 proc. Z kolei płace wzrosły o 13 proc. Pracodawcy nie są chętni, aby podnosić pensje swoim pracownikom. Pracodawcy nie są wyrywni w podejmowaniu decyzji o podwyżkach.
– Z czego to wynika?
– Wielu przedsiębiorców zna się na ekonomii. Wiedza ekonomiczna pozwala im na to, aby wysnuć pewne wnioski.
– Jakie?
– Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę z tego, że nadchodzi spowolnienie gospodarcze. Dlatego nie chcą podnosić pensji pracownikom. Mało tego. Opublikowano ostatnio dane, z których wynika, że 26 proc. Polaków zmieniło pracę. Ma to związek z tym, że pracodawcy będą zwalniali ludzi z uwagi na spowolnienie gospodarcze i rosnące koszty.
– Jeśli weźmiemy pod uwagę, że ceny stale rosną, a Polacy nie mogą liczyć na podwyżki, to może dojść do sytuacji, w której Polacy będą się zadłużać, aby przeżyć?
– Tak. Ostatnie dane pokazują, że Polacy masowo korzystają z chwilówek. To z kolei wskazuje na to, że część społeczeństwa znalazła się w trudnej sytuacji ekonomicznej. Krótkoterminowe pożyczki pobierane poza bankiem są niebezpiecznym zjawiskiem. Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia.
– Co ma pan na myśli?
– W społeczeństwie są także osoby, które, aby się utrzymać, wykorzystują zasoby, jakimi są oszczędności.
– Na czym w okresie, gdy mamy wysoką inflację, oszczędzają Polacy? Z czego rezygnują, aby kupić jedzenie i opłacić rachunki?
– Polacy oszczędzają na kulturze oraz m.in. na kosmetykach. Bez tych rzeczy da się żyć. Odnosząc się do pani pytania: wszystko drożeje, jedzenie jest coraz droższe, koszty utrzymania mieszkań rosną. Nic nie wskazuje na to, że będzie taniej. Będzie wręcz drożej.
– Podsumowując: wychodzi na to, że Polacy, aby przeżyć, korzystają z krótkoterminowych pożyczek lub wykorzystują oszczędności?
– Jak najbardziej. Mimo że jest coraz drożej, ludzie nie wychodzą na ulicę.
– Dlaczego tak jest?
– Są dwa czynniki. Rząd przekazuje społeczeństwu transfery socjalne. Czy są one słuszne i pomocne, to kwestia poboczna. Jednak są. Z drugiej strony Polacy wierzą, że ten rok jest czasem, gdy trzeba zacisnąć pasa. Polacy wierzą także w to, że za rok będzie lepiej.
– Będzie?
– Ciężko powiedzieć, ale jest szansa na to, że za rok będziemy w lepszej sytuacji gospodarczej i ceny nie będą rosły tak jak teraz. Dlatego Polacy starają się działać tak, aby przeczekać ten gorszy czas, mając na uwadze, że niektóre podwyżki mają związek z sytuacją za naszą wschodnią granicą. Mam tu na myśli wojnę w Ukrainie.
CZYTAJ: Spytaliśmy Sebastiana Kaletę, co myśli o skeczu kabaretu Neo-Nówka. Zadziwiająca opinia
Ekonomista o tym jak działa rząd w kontekście podwyżek. Mocna opinia
– Nie obawia się pan, że rząd będzie usprawiedliwiał wszelkie podwyżki i problemy gospodarcze wojną w Ukrainie?
– Coś w tym jest. Rzeczywiście rząd nieraz usprawiedliwia podejmowanie decyzji i konsekwencje związane z nimi wojną w Ukrainie i polityką Putina. Wojna w Ukrainie ma oczywiście wpływ na wiele sektorów. W tym na podwyżki w owych sektorach. Jednak retoryka, jakoby wszelkie podwyżki miały związek z wojną, jest bezzasadna. Przy tej okazji warto przywołać przykład węgla. UE nałożyła embargo na import węgla, zaczynając od sierpnia. Premier Morawiecki co chwila oskarżał polityków europejskich o ich politykę względem Polski. I co zrobił? Wprowadził embargo na węgiel z Rosji w kwietniu. To z kolei sprawiło, że polskie firmy, które kupiły rosyjski węgiel i zapłaciły za niego, nie odzyskały go, straciwszy na tym miliony zł. Wracając do pani pytania. Wojna nie może być usprawiedliwieniem dla polityki. Rząd ma za zadanie podejmować decyzje, które są rozsądne. Podejmując decyzję w sprawie, o której wspomniałem, rząd nie wykazał się rozsądkiem. Nie wykazuje się nim także w innych sytuacjach.
– Niektórzy twierdzą, że obecna drożyzna w handlu to efekt sztucznego napędzania popytu. Za przykład posłuży cukier, którego ceny poszybowały, gdy okazało się, że możemy mierzyć się z deficytem tego produktu. Rzeczywiście?
– Polska jest trzecim producentem cukru w Europie. Cukru zatem nigdy nie brakowało i brakować raczej nie będzie. Wina za problem z cukrem leży po stronie producentów oraz konsumentów, którzy masowo ruszyli do sklepów, aby zakupić ten produkt.
Rozmawiała: Sandra Skibniewska