"Super Express": - Zespół posłów kierowany przez Antoniego Macierewicza ogłosił "białą księgę" dotyczącą katastrofy smoleńskiej. Jak pan ją ocenia?
Płk Edmund Klich: - Nie ma tam niczego zaskakującego. Zespół Macierewicza podaje bez wątpienia prawdziwe fakty. Tyle że jego raport to studium dla studentów psychologii, jak można tymi prawdziwymi faktami manipulować. Pokazuje, jak nie używając słowa "zamach" sugerować, że wszystko było ukartowane i prowadziło do wypadku. To karygodne! Oprócz faktów przytacza jednak rzeczy nieprawdziwe.
- Na przykład?
- Choćby to, że skrzynki były "zaszumione". Przy katastrofach często mamy skrzynki z szumem i musimy je oddawać do laboratoriów. Żeby jednak twierdzić, że to było celowe działanie?!
- Najmocniejsze jest chyba stwierdzenie, że rosyjscy kontrolerzy "przekazywali fałszywe informacje o ścieżce i kursie samolotu".
- Słowo "fałszywe" to manipulacja, gdyż sugeruje świadome wprowadzanie w błąd załogi. Czyli innymi słowy - zamach. Prawdą jest, że Rosjanie podawali złe informacje. Urządzenia na lotnisku były mocno niedoskonałe. Z ich wskazań trudno było ocenić wysokość. Podobny problem miał zresztą kontroler w Polsce przy katastrofie w Mirosławcu.
- W raporcie możemy też przeczytać, że Polacy otrzymali "błędne karty podejścia do lotniska".
- Karty były stare i mocno nieaktualne. Sam twierdziłem, że zawinili Rosjanie, gdyż nie dostarczyli nowszych. Tyle że jest to sprawa marginalna, bez wpływu na katastrofę.
- Pojawiła się też informacja o licznych awariach polskiego samolotu. I sugestia wadliwego remontu, skoro samolot przebywał w zakładach, w których nie naprawiano go wcześniej i po remoncie dochodziło do usterek...
- Nie można ocenić awaryjności samolotu bez statystyk porównawczych z jakiegoś okresu. Macierewicz używa zresztą błędnie terminu "awarie", a powinien "incydenty". W języku fachowym to inne rzeczy. Rocznie otrzymujemy kilkaset informacji o incydentach tylko z terenu Polski. Kojarzenie tego z katastrofą jest mocnym nadużyciem.
- "Biała księga" wspomina też, że pilot Arkadiusz Protasiuk nie podchodził do lądowania. Chciał przeprowadzić manewr odejścia i "wyrwać się z pułapki".
- Moim zdaniem niewątpliwie chcieli poderwać maszynę do lotu. Padła komenda "odchodzimy", była próba wyprowadzenia, ale nastąpiła za późno.
- Kiedy powstał zespół posła Macierewicza, krytykowano go. Wygląda jednak na to, że zdopingował rząd do działania i przyspieszenia pewnych działań.
- To inna sprawa. Niewykluczone, że wymusili jakieś działania rządu, może raport nie byłby publikowany w lipcu. Trudno jednak chwalić ten zespół za robienie ludziom wody z mózgu. Polityka informacyjna w tej sprawie od początku jednak kulała. Niektórzy mieli do mnie pretensje za informacje, których udzielałem. Tyle że bez tego wciąż bylibyśmy zdani na plotki.
Płk Edmund Klich
Szef komisji ds. badania wypadków lotniczych