"Super Express": - Czy historia mediów w Polsce po 1989 r. powinna podlegać periodyzacji?
Jerzy Jachowicz: - Podzieliłbym ją na dwa etapy. Pierwszy nastąpił od razu, gdy z ust mediów zdjęto knebel. W wir bezkompromisowego opisywania rzeczywistości rzucili się doświadczeni dziennikarze, wcześniej opozycyjni wobec porządku totalitarnego - oni objęli kierownicze stanowiska w nowych mediach - oraz młodzi, którzy w ostatnim okresie PRL ząbkowali w prasie podziemnej. Takie pojęcie jak wiarygodność było wówczas czymś naturalnym, oczywiście wyjąwszy media wywodzące się ze starego porządku, jak "Nie", "Trybuna" czy "Przegląd Tygodniowy". Ale również stare tytuły, zasilone nowym środowiskiem, tworzyły zręby rzetelnego dziennikarstwa. Nieprzypadkowo powstała później Nagroda imienia Dariusza Fikusa, pierwszego naczelnego "Rzeczpospolitej" w odrodzonej Polsce.
- A drugi etap?
- To koniec lat 90., kiedy media opisywały już rzeczywistość przez pryzmat opcji politycznych. "Gazeta Wyborcza" zaczęła zwalczać światopogląd katolicki i przekonania prawicowe, uznając je za szkodliwe dla Polski. Przechył w drugą stronę wzięło "Życie Warszawy". Ten drugi etap rozwinął się na dobre wraz z pojawieniem się prywatnych telewizji, które od początku wdały się w układy biznesowo-polityczne, co siłą rzeczy zniekształcało opis świata. Obrona spraw społecznych ustąpiła polityce traktowanej jako walka na noże. Efektem było odejście od zasad etycznych. Ten proces trwa nadal.
- Jak by pan opisał dzisiejsze dziennikarstwo?
- Stało się płytkie. W mediach szczególnie wyraźnie widać wyścig szczurów. Jego przejawem jest bezwzględna walka o promocję swojego nazwiska, bo z tym wiążą się premie. Nie liczy się uczciwość, liczą się newsy. Niedorobione materiały krzywdzą opisywane osoby. Większość ludzi mediów zachłystuje się chwilą. Ich zachłanność na to, aby za wszelką cenę zaistnieć, sprawia, że media stają się łatwym obiektem manipulacji. Nie tylko ze strony polityków i przedsiębiorców, ale również służb specjalnych. A "zasłużeni" dziennikarze dostają środowiskowe nagrody, by potem przyznawać je swoim kolegom.
- Media nie żyją w próżni...
- Media za swój główny cel - co jest zresztą słuszne - uważają sprzedaż. Im większa sprzedaż, tym większe zainteresowanie reklamodawców. Dlatego starają się zaspokoić gust swoich odbiorców. Ale nie zawsze im się to udaje. Przykładem jest "Dziennik", który zmienił linię polityczną i czytelnicy odwrócili się od niego.
- Jest pan pionierem polskiego dziennikarstwa śledczego. Może ono oparło się patologiom?
- Niestety, odbiły się na nim te same negatywne zjawiska. Wcześniej dziennikarze starali się być dociekliwi i dopełniali podstawowych reguł: sprawdzali informacje w dwóch niezależnych źródłach, dopuszczali do głosu inkryminowanych czy demaskowanych. Później ten standard coraz bardziej się obniżał. Pisano teksty w oparciu tylko o jedno źródło - i to takie, które było zainteresowane pognębieniem bohatera materiału. Często były to po prostu donosy służb specjalnych. A siła tekstów śledczych jest ogromna.
- Na kondycję dziennikarstwa wpływa zapewne marna jakość polskiej demokracji...
- Jak najbardziej! Na jej jakość składają się: korupcja, słabość systemu sprawiedliwości i aparatu ścigania oraz właśnie mediów.
Jerzy Jachowicz
Dziennikarz śledczy "Gazety Wyborczej", "Dziennika", a obecnie "Polski. The Times"