- To naturalne, że podjąłem tę decyzję. Tak, złożę wniosek, nawet dziś. Ale nie ze względu na to, że inni też występują o odszkodowania, bo ja się na innych nie oglądam. Składam wszystko to, co trzeba, co mi prawnicy podpowiadają. To podobnie jak w przypadku wysyłania pism do Rosjan, mimo że nikt nie spodziewa się po nich etycznego zachowania, też mi to podpowiedziano. Chodzi o przedłużenie dalszych możliwości postępowania, żeby nie doszło do przedawnienia - tłumaczy nam Piotr Walentynowicz. Niestety, nie zdradził, o jaką sumę będzie się ubiegał. Przypomnijmy, jak ujawnił portal oko.press, już ponad 100 osób spokrewnionych ze zmarłymi pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 roku domaga się pieniędzy od resortu obrony narodowej. W grę wchodzą duże pieniądze, bowiem rodziny żądają nawet milionowych kwot. Na przykład Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie (?45 l.) żąda aż 2 milionów, wnuk Czesława Cywińskiego (?84 l.), prezesa Światowego Związku Żołnierzy AK chce 1,25 mln zł. A to tylko dwa przykłady spośród ponad stu. Czy faktycznie tyle dostaną? Ich zapędy studzi prawnik Antoniego Macierewicza (68 l.), który prowadzi negocjacje w imieniu MON. - Kwoty roszczeń są uzależnione od szeregu okoliczności. Mogą liczyć na najwyżej 250 tys. złotych. Więcej nie dostaną. Nie ma środków finansowych na wysokie odszkodowania - mówił nam ostatnio mec. Andrzej Lew-Mirski (65 l.). Dlaczego to MON ma płacić? Samolot nie był ubezpieczony, podlegał pod resort i teraz obowiązek wypłaty spoczywa na nim.
Wnuk Anny Walentynowicz idzie po pieniądze do rządu
2016-09-12
4:00
Kolejny bliski ofiary katastrofy smoleńskiej chce zadośćuczynienia od Ministerstwa Obrony Narodowej. Tym razem o odszkodowanie występuje wnuk Anny Walentynowicz (81 l.), Piotr (39 l.). - Zrobię to nawet dziś. W tej sprawie składam wszystko, co mi podpowiadają prawnicy - wyznał nam.