Białoruska policja oprócz Andrzeja Zauchy i jego operatora zatrzymała także dwudziestu innych dziennikarzy zagranicznych mediów. Według świadków skonfiskowano im telefony i dokumenty tożsamości. Wszystkich przewieziono na komisariat policji, gdzie dziennikarzom sprawdzano ważność akredytacji. Andrzej Zaucha, jak i większość niezależnych dziennikarzy relacjonował protesty w Mińsku. O zatrzymaniu dziennikarzy na Białorusi zostały powiadomione służby konsularne. - Wszystko trwało 2,5 godziny, potem nas wypuszczono. Ale samo zatrzymanie wyglądało niezbyt przyjemnie. Nagrywaliśmy to, co dzieje się na Placu Niepodległości i nagle pojawiła się milicja, która otoczyła cały plac. Podeszli do mnie tajniacy w maskach i kazali pójść z nimi. Wsadzili mnie i innych kilkunastu dziennikarzy do busa, kazano wyłączyć telefony komórkowe. Trafiliśmy na komisariat, spisano nas i sprawdzono dokumenty. Nie było żadnej przemocy – powiedział Andrzej Zaucha w TVN24. - Cieszymy się, że redaktor Zaucha jest już wolny i nic mu się nie stało – dodał z kolei wiceszef MSZ Marcin Przydacz (35 l.).
ZOBACZ TAKŻE: Łukaszenka ZNÓW atakuje Polskę! "Myślą o odebraniu Grodna"