"Super Express": - Razem z redaktorem Cezarym Bielakowskim dotarł pan do raportu w sprawie infoafery, który powstał na zamówienie amerykańskiego koncernu. Czy ten koncern jest zamieszany w aferę?
Michał Majewski: - Nie. Jego kierownictwo chciało się zorientować, o co chodzi w tej aferze, kogo ona może pociągnąć na dno i co można na niej ugrać - jakie są perspektywy na robienie biznesu w zaistniałych warunkach, jak będą w Polsce rozstrzygane kwestie dotyczące informatyzacji.
- Jak Amerykanie zbierali te informacje?
- W dyskretny sposób skierowali szereg pytań do urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Centrum Projektów Informatycznych, czyli jednostki podlegającej ministerstwu kierowanemu przez Michała Boniego, oraz do samego Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. I otrzymywali od tych ludzi odpowiedzi, jakie były powiązania głównego bohatera afery, Andrzeja M., i jak wyglądała praca w ministerstwach. Jest to materiał ciekawy choćby tylko z tego powodu, że pokazuje, jak głęboko może infiltrować ważne polskie ministerstwo koncern międzynarodowy.
- To jest po prostu skandal!
- Oczywiście. Ja bym to kwalifikował jako szpiegostwo przemysłowe. Zastanawiające, jak to jest możliwe, że nikt na to nie reagował.
- Czy informatorzy otrzymywali od Amerykanów pieniądze?
- Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Do zachowania milczenia w tej sprawie zobowiązuje mnie tajemnica dziennikarska.
- Czy Andrzej M. sam zorganizował ten proceder?
- Jest to jedna z tych kwestii, które najbardziej interesowały Amerykanów. Odpowiadano im, że raczej byłoby to niemożliwe. Wskazywano, że zapewne są w to uwikłane osoby stojące wyżej. Dziś jednak, jak wiemy, afera zatrzymuje się na osobie Andrzeja M.
- Może owo "wyżej" jest prawdziwym powodem politycznego upadku Grzegorza Schetyny?
- Ja bym nie szedł tak daleko w domysłach, nie łączyłbym tych dwóch spraw. Schetyna upadł, bo był konkurentem dla Tuska. Ja tego nie wiem, czy Schetyna jest umoczony w tę aferę. Natomiast na pewno ponosi za nią odpowiedzialność polityczną, gdyż doszło do niej za jego rządów w resorcie. Jak się jest kierownikiem interesu, to się odpowiada za to, co się w tym interesie dzieje, nieprawdaż?
- Oczywiście wypada pogratulować redakcji "Wprost" rzucenia światła na tę aferę. Ale jak ją rozwikłać do końca?
- Uważam, że niezwykle pomocne byłoby powołanie sejmowej komisji śledczej. Ale Donald Tusk na to się nie zdecyduje, gdyż - nauczony przykładem premiera Millera i komisji rywinowskiej - wie, że mogłoby mu to przynieść ogromne straty.
Rozmawiał Paweł Lickiewicz