Dziennikarka TVP i jej małżonek mieli spokojnie wrócić do Mińska z odpoczynku w Egipcie. Na lotnisku czekał na parę ojciec Iryny Słaunikawej, ci się jednak nie pojawili. Jak przekazuje portal Press, powiedziano mu, ze każdy, kto przyleciał, już wyszedł. Ich telefony także nie odpowiadały. Zaniepokojony mężczyzna pojechał na komisariat policji, by powiadomić o zaginięciu Iryny Słaunikawej. Na miejscu dowiedział się, że dziennikarka TVP i jej mąż zostali zatrzymani. Warto zauważyć, że Biełsat jest częścią TVP. Stacja zajmuje się kontaktami z organizacjami pozarządowymi i międzynarodowymi, a przez władzę Białorusi została uznana za "ekstremistyczną". Do całej sytuacji odniosła się Telewizja Polska. - Zarząd TVP staje po stronie swoich dziennikarzy. Żądamy natychmiastowego uwolnienia zatrzymanej Iryny Słaunikawej - powiedział PAP-owi Mateusz Matyszkowicz, członek zarządu Telewizji Polskiej. - Za pośrednictwem Europejskiej Unii Nadawców informujemy o sytuacji media w Europie i na świecie. Jesteśmy w kontakcie z mediami zagranicznymi - dodał. Jak podkreśla portal Press, Łukaszenka chce poprzez zatrzymania dziennikarzy wypchnąć z kraju niezależne media.
Sprawdź: Setki milionów zł dla mniejszości niemieckiej... wykreślone z budżetu? Galla: "Niebezpieczny precedens"
W naszej galerii możesz zobaczyć zdjęcia z porwania samolotu z innym dziennikarzem, Romanem Protasiewiczem.
Jak się okazało, dziennikarka i jej mąż przebywają w areszcie przy ulicy Akreścina, które Agnieszka Romaszewska, dyrektor TV Biełsat, nazwała katownią, zwłaszcza dla więźniów politycznych. - Zaczyna się od tego, że kiedy taki polityczny wchodzi do celi, to funkcjonariusze zabierają z niej wszystkie materace, żeby spał na gołych dechach. Nie ma szans, żeby taka osoba dostała paczkę. Był przypadek, że w celi, w której siedziały kobiety, został rozlany chlor - powiedziała w rozmowie z PAP-em. Powiedziała też, za co można tam trafić. - Na Akreścina trafia się za tzw. przekroczenia administracyjne, typu, że ktoś przeklinał w miejscu publicznym albo opierał się milicji - opisała. Powiedziała też, że do aresztu już zostali wysłani adwokaci, ponadto zostanie podjęta próba przekazania paczki dla dziennikarki. Pomogą także ojcu Iryny. - Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy - zapewniła Agnieszka Romaszewska PAP-owi. Podkreśliła też, że w ostatnim czasie prosiła swoją pracownicę o ograniczenie aktywności ze względów bezpieczeństwa. - Zdajemy sobie bowiem sprawę z tego, jak trudna i ryzykowna jest praca naszych przedstawicieli w Białorusi. Działają w skrajnie niebezpiecznym środowisku, aby funkcjonować tam muszą być bardzo dobrze zorganizowani. A Iryna właśnie taka była. Cieszyła się także ogromnym autorytetem w środowisku dziennikarskim, czego dowodem jest to, że na ostatnim zjeździe została wybrana wiceprzewodniczącą prestiżowego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy - wyjawiła.