"Super Express": - Przez cały piątek pojawiały się sygnały o dobrej atmosferze spotkań posłów z rzecznikiem dyscypliny. I po takim dobrym dniu decyzja władz PiS: Ziobro, Kurski i Cymański wyrzuceni z partii. Zdecydowaną większością.
Mariusz Błaszczak: - Tuż przed głosowaniem prezes Kaczyński kolejny raz wykazał dobrą wolę i zapytał, czy nie chcą jednak skorzystać z propozycji sprzed dwóch dni, dotyczącej zakończenia sporu. Odpowiedzieli negatywnie.
- Mówimy o propozycji powstrzymania się od aktywności medialnej, przyznania do błędu i postawienia do dyspozycji prezesa partii. Odrzucili ją już wcześniej. Co było powodem wyrzucenia ich z partii?
- Prowadzenie autonomicznej kampanii podczas kampanii wyborczej PiS, kiedy wspierali wybranych przez siebie posłów, a nie całe listy. Druga sprawa to akcja w mediach, w której ci doświadczeni politycy tworzyli medialne fakty, przysłaniające dużo ważniejsze rzeczy: brak rządu, trudną sytuację materialną Polaków czy spór Schetyny z Tuskiem. Korzyści polityczne z ich aktywności czerpał i czerpie Donald Tusk. Dziś zamiast rozmawiać o tym, że PGNiG chce podwyższyć ceny gazu, co wpłynie niewątpliwie na kondycję domowych budżetów, dyskutujemy o sytuacji w PiS. Nie tego oczekują od nas Polacy.
- Teraz wszystkie te sprawy przykryje wyrzucenie Ziobry z PiS.
- Wszyscy ci posłowie są doświadczonymi politykami i wiedzą, jakie konsekwencje mają ich działania. Mam wrażenie, że wyborcy podzielą opinię władz PiS. Niestety, mam wrażenie, że poseł Ziobro nie pamięta lat 90., kiedy były już próby łączenia prawicy przez podział.
- Te lata pamięta prof. Staniszkis. Osoba przychylnie patrząca na PiS i prezesa Kaczyńskiego. I w sporze o Ziobrę mówi o "miernotach izolujących Kaczyńskiego". Pan ponoć współtworzy "kordon wokół szefa".
- Pani profesor myli się w swojej diagnozie. Prof. Staniszkis zna Jarosława Kaczyńskiego od lat i świetnie wie, że to człowiek, który nie da się nikomu izolować. Zbyt silna osobowość, by ktokolwiek mógł go otaczać kordonem i wpływać na to, z kim się spotka i rozmawia.
- Spodziewa się pan, że na znak solidarności z Ziobrą odejdzie grupa innych posłów? Jako frakcję ziobrystów wskazywano choćby 22 parlamentarzystów, którzy głosowali przeciwko panu w wyborach szefa klubu PiS.
- To ewidentna nadinterpretacja mediów. Posłowie PiS to ludzie ambitni, chcący realizować nasz program. Nie sądzę, żeby tworzenie podmiotów, które będą ich prowadziły do marginalizacji, uzyskało szersze poparcie.
- Kolejne lata w opozycji i siła Platformy może zachęcić większą grupę do krytyki prezesa Kaczyńskiego.
- Bez obaw. Rzeczywiście PO ma dziś wpływ na niemal wszystkie instytucje kontrolne i jej władza jest olbrzymia. Ale przed laty w podobnej sytuacji był SLD. Wydawał się monolitem, miał przychylność mediów. I wszystko skończyło się aferą Rywina. Pycha kroczy przed klęską. Dziś Donald Tusk myśli, że mu wszystko wolno. Jestem przekonany, że rzeczywistość szybko zweryfikuje to jego przekonanie.
- Pojawiły się także głosy, że za aktywnością posła Ziobry stoi dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk. To mogłoby być silne wsparcie na "nowej drodze życia".
- Takie dziwne mity pojawiają się w mediach, ale rozpowszechniają je publicyści, którzy są otwarcie nieprzyjaźni PiS. Nie traktowałbym więc ich poważnie.
- Co musieliby zrobić w najbliższym czasie posłowie Ziobro i Kurski, by odwołanie się od dzisiejszej decyzji zostało rozpatrzone pozytywnie i pozostali w PiS?
- To nie są debiutanci polityczni i ich wystąpienia na dzisiejszym posiedzeniu komitetu politycznego wskazują na plan powstania własnej formacji politycznej. Nie liczę więc już na to, że do PiS powrócą. Mówią o jedności prawicy, a w rzeczywistości działają na jej rozbicie. To jest zła droga. To jest sytuacja, która kieruje wiatr w żagle takich ugrupowań jak Ruch Palikota. Jedność, spójność, wspólny cel prawicy to jest jej siła. Dziś panowie Ziobro, Kurski czy Cymański działają tak, jakby te wartości nic dla nich nie znaczyły. Pragmatyzm polityczny zwyciężył z ideą. To jest smutny wniosek z ich działania.
- Pamięta pan, kiedy poznał Zbigniewa Ziobrę?
- Przedstawiono nas sobie chyba w 2001 roku. W Sejmie. Częściej kontaktowaliśmy się dopiero po 2005 roku, kiedy obaj byliśmy ministrami w rządach PiS.
- I jakie zrobił na panu wrażenie?
- Pozytywne. Pracowity, zaangażowany w to, co robi. Przekonany do zmiany Polski, z zapałem realizujący program PiS. To zaangażowanie kosztowało go zresztą bardzo dużo. Wszystkie te niesprawiedliwe ataki po 2007 roku, przesłuchania w prokuraturze.
- I teraz tego pracowitego i zaangażowanego posła PiS się pozbywa.
- Do końca miałem nadzieję, że ręka wyciągnięta w stronę Ziobry przez prezesa Kaczyńskiego nie zostanie odtrącona. Liczyłem, że ta trójka ją przyjmie i pozostanie w PiS. Niestety, nie przyjęli.
- W oczach wyborców może to wyglądać dziwnie, że politycy, którzy przez dziesięć lat byli razem, nie mogli się dogadać.
- Jesteśmy otwarci na dialog i rozmowy o partii, ale posłowie Ziobro i Kurski chcieli prowadzić je poprzez media. Popełnili błąd polityczny i to jest niewątpliwe. Szczególnie te publiczne rozważania dotyczące ewentualnego rozłamu w Prawie i Sprawiedliwości są czymś bardzo poważnym. Błędem był też atak medialny Ziobry i współpracowników. Z tego musieliśmy wyciągnąć konsekwencje. Siła w jedności prawicy, a działania panów Ziobry i Kurskiego prowadziły do rozbicia jedności.
- Mówi pan o ataku medialnym...
- Seria wywiadów przed posiedzeniem Komitetu Politycznego PiS. Wcześniej seria wywiadów przed pierwszym posiedzeniem klubu parlamentarnego. To świadczy o w pełni świadomym działaniu. O tym, że mamy do czynienia z nowym pomysłem politycznym. Pomysłem, który nie będzie żadną nową wartością i musi być skazany na porażkę.
- Wyrzuceni posłowie podkreślają, że była to próba zmiany PiS, a nie powołania nowej partii.
- O czymś przeciwnym świadczy następstwo zdarzeń. Dwa tygodnie temu odbyło się posiedzenie władz PiS. Przez sześć godzin rozmawialiśmy o kampanii i przyszłości partii. O wnioskach na przyszłość. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie, ale już dwie godziny po pierwszym na jednym z portali ukazała się relacja ze spotkania! Dwa dni później mamy te wywiady Ziobry...
- Dwa, dość podobne, w "Uważam Rze" i "Naszym Dzienniku".
- Dokładnie. Zaś od poniedziałku do wtorkowego popołudnia festiwal posła Ziobry w mediach. Później było posiedzenie klubu. I w mijającym tygodniu znów podobny festiwal. 31 października, kiedy byłem na Powązkach, składając kwiaty na grobach poległych w Smoleńsku, rozdzwonił się mój telefon. Dziennikarze prosili o komentarz do konferencji Ziobry. Okazało się, że chodziło o list, który skierował do prezesa Kaczyńskiego. List, który dziwnym trafem wyciekł do mediów na dzień przed świętem. W środowy poranek, przed posiedzeniem komitetu politycznego PiS znów zalew wywiadów z posłami Kurskim, Ziobrą, Cymańskim i Kempą.
- Dlaczego Ziobro miałby decydować się na taki plan? Przecież był tym, któzy najostrzej krytykowałchoćby odejście posłów PJN.
- Nie ukrywam, że jestem działaniami posła Ziobry i jego zwolenników zaskoczony. Na początku miałem wrażenie, że niezbyt parlamentarne wypowiedzi Tadeusza Cymańskiego o swoich kolegach są przypadkowe. Przeprosił za nie i naprawdę myślałem wówczas, że jest po sprawie. Okazało się, że nie. Że włączył się poseł Ziobro. I to sprawia wrażenie nowego pomysłu politycznego.
- Dlaczego poseł Ziobro zdecydował się na te wystąpienia? "Pojechały chłopy do Brukseli" i powariowały w Europarlamencie?
- Nie wiem, czemu to robią, ale wiem, czemu to służy. Przykład PJN czy Marka Jurka pokazał, że wśród prawicowych wyborców nie ma zgody na rozdrobnienie i podziały. Na tym skorzystałby Donald Tusk.
- Może poseł Ziobro chciałby, żeby PiS poszedł drogą PO? Rozszerzył się tak jak oni - od Gowina niemal do Sierakowskiej?
- Ależ Platforma jest typową bezideową partią władzy. Idą szeroko, bo w zasięgu ręki leżą frukta wynikające z tej władzy. PiS będąc partią ideową, taki być nie może. Nie jest jednak prawdą zarzut, że PiS się nie zmienia. Wyciągamy wnioski z wyborów, z kampanii. W Sejmie mamy 30 proc. nowych posłów, w tym ekspertów, ludzi z wyższych uczelni.