Dżentelmenik zamiast wojownika, czyli żegnaj Leo

2009-09-13 18:42

Generalnie nie wypowiadam się na tematy sportowe, ale ponieważ znam się na piłce nożnej najlepiej w Polsce, mogę to zrobić (w Polsce każdy mężczyzna, oprócz paru "lewusów", zna się na piłce najlepiej w kraju). Żegnam więc Leo Beenhakkera bez odrobiny żalu. Z ulgą, z westchnieniem "wreszcie" i z nadzieją.

Z politowaniem patrzę na tych wszystkich, którzy dali się nabrać Leo na jego sztuczki. Przyznam, że sam też się dałem nabrać, ale tylko do czasu EURO 2008. Wtedy przejrzałem na oczy. Tak, tak, tak, to prawda, że Leo wprowadził nas do mistrzostw Europy po raz pierwszy w historii. Cześć mu za to i chwała. I tu koniec chwały. To, co się działo na EURO to była totalna kompromitacja. Wtedy właśnie zobaczyliśmy prawdziwą twarz trenera z eksportu. Twarz dżentelmenika. Chodził, opowiadał, tokował, uzasadniał, robił wymyślne gesty, szlachetne miny, a płaciliśmy mu za coś innego! Wymagaliśmy od niego, żeby naszych piłkarzy zagrzewał do walki. Żeby powiedział im, jak mają wygrywać, żeby ustawił ich na boisku, żeby zrobił z nich zespół. On wolał szukać wymówek, że zły PZPN (był zły, jest i pewnie jeszcze będzie), że piłkarze tacy sobie, a dziennikarze beznadziejni. Kiedy na konferencji prasowej na EURO zaczął przepraszać za fotomontaż "Super Expressu", przecierałem oczy ze zdumienia. Facet zamiast prychnąć, wzruszyć ramionami, powiedzieć swoim piłkarzom: zostawcie teraz gazety, teraz macie zwyciężać, jakimiś głupawymi przeprosinami wpaja podświadome futbolistom poczucie winy. Potem z meczu na mecz coraz gorzej. Teraz Leo płacze, że Lato go wywalił z hukiem. Co w tym dziwnego? Polska reprezentacja potrzebuje wojownika, który poprowadzi piłkarzy do boju. Dżentelmenik musi odejść. A wszystkim tym, którzy gratulowali nam wczorajszego fotomontażu, dziękujemy.