"Super Express": - Lasy Państwowe świętowały właśnie 100 lat istnienia. To jest w Pańskiej ocenie instytucja na kolejne 20, 50 a nawet 100 lat?
Witold Koss: - Zdecydowanie na co najmniej 100 lat. Dlatego, że leśnicy to przyrodnicy. Są wrażliwi na oczekiwania społeczne, na zmieniający się klimat. I robimy wszystko, żeby się odnaleźć w tym zmieniającym się otoczeniu lasów, zaadoptować powierzone nam przez Państwo lasy do tych zmian.
- Właśnie o tym chciałbym, żebyśmy chwilę porozmawiali. O tym, jak wy się chcecie odnaleźć w tym zmieniającym się świecie. Podczas ostatniej Ogólnopolskiej Narady o Lasach dużo się mówiło m.in. o zszarganym wizerunku leśnika.
- Tak, jest nadszarpnięty. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu wymienialiśmy się w rankingu zaufania społecznego pierwszym miejscem z ochotniczymi strażami pożarnymi. W tej chwili niestety w tym rankingu jesteśmy – powiedzmy szczerze - niżej.
- Dlaczego?
- Na pewno zaszkodziły nam działania naszych poprzedników w ostatnich latach. Jesteśmy w trakcie prowadzenia głębokich audytów na wszystkich szczeblach zarządzania. Począwszy od dyrekcji generalnej przez dyrekcje regionalne, nadleśnictwa po poszczególne leśnictwa. Wiele było nieprawidłowości, wiele nadużyć. Już mam wyniki niektórych audytów, zostały złożone doniesienia do prokuratury. Zgłoszeń złożyliśmy ponad 50. Wiemy o 30 postępowaniach wszczętych przez prokuraturę.
- W jaki sposób na wizerunek leśników wpłynęły doniesienia o kolejnych wycinkach lasów, a szczególnie międzynarodowa wręcz awantura o Puszczę Białowieską?
- Od razu muszę coś wyjaśnić! W rozumieniu leśnika słowo „wycinka” to jest złe określenie, dlatego że „wycinka” się kojarzy przeciętnemu obywatelowi z bezpowrotną eliminacją lasu. My, leśnicy określamy to jako zrównoważoną gospodarkę leśną czyli pozyskanie drewna. Tam gdzie je prowadzimy, sadzimy nowe drzewa, lub wspieramy odnowienia naturalne. To pozyskanie wynika z potrzeb lasu, między innymi też ze zmian klimatu. Bo nam zależy na tym, żeby las trwał. By zachować las dla kolejnych pokoleń.
- Często słyszę, że gdzieś w Polsce trwa rabunkowa wycinka drzew!
- Nie można sobie od tak drzew wycinać, bo tak chce pan leśniczy czy pan nadleśniczy. My realizujemy, w cyklach dziesięcioletnich, zapisy zawarte w planie urządzenia lasu, wynikające z potrzeb lasu. Problemem jest to co zrobili, a raczej czego nie zrobili w 2017 roku nasi poprzednicy. Nasze lasy nawiedził wtedy kataklizm – trąba powietrzna, która powaliła jakieś 4 do 5 milionów metrów sześciennych lasów. Błędem naszych poprzedników było to, że nie wstrzymali prac w innych obszarach kraju. I w ten sposób powstała duża nadwyżka podażowa drewna. Oczywiście przemysł zareagował w ten sposób, że się doinwestował, wręcz rozszerzył czy powiększył swoje możliwości zagospodarowania tego drewna i w tej chwili przemysł drzewny oczekuje więcej.
- Z tego co pan mówi wniosek jest taki, że drewna należy pozyskiwać więcej. Jednak koalicja rządowa ma plan ograniczenia pozyskiwania drewna. Umowa zakłada, że 20 procent lasów w Polsce ma być zabezpieczona. Pan odpowiedział na to propozycją 17 proc.
- A ściślej zaproponowałem dwa obszary. Pierwsza grupa to jest około 560 tysięcy hektarów lasów, czyli 7,8 procent. Na tym obszarze proponujemy całkowite wyłączenie lasów z eksploatacji. Poza oczywiście pracami wynikającymi np. z zabezpieczeniem odwiedzających. My w praktyce na tych niecałych 8 proc. terenów w większości już nie prowadzimy żadnej eksploatacji. Natomiast pozostałe ponad 9 proc. to obszary, na których proponujemy modyfikację sposobu gospodarowania poprzez stosowanie bardziej skomplikowanych zabiegów przyrodniczych. W naszej ocenie takie ograniczenia nie spowodują żadnych perturbacji na rynku drewna.
- No i teraz kolejne organizacje społeczne i ekologiczne analizują pańską propozycję. I alarmują, że na terenach, które Pan przestawił jako lasy do ochrony to są łąki, wrzosowiska, rzeki, jeziora a nie lasy. To jak to jest?
- Powiem wprost – taka ocena wynika z niewiedzy. Ze zwykłego braku zrozumienia tego, czym jest las. Trzeba to powtarzać: las to nie tylko drzewa. To bardzo skomplikowana biocenoza. To są ekosystemy, których elementami są również np. jeziorka, oczka wodne. To nie jest tak, że my nazbieraliśmy terenów z jeziorami, żeby dobić to tych 17 procent. Dodam jeszcze, że niektóre z tych jezior to bardzo cenne tzw. jeziora lobeliowe, chronione prawem. My, pod kątem ochrony przyrody, przeanalizowaliśmy w terenie ok. 820 tysięcy miejsc w całej Polsce, które warto lepiej chronić. Propozycja 17% to wynik żmudnej, długotrwałej, oddolnej inicjatywy samych leśników. Poza tym, wspomniane zbiorowiska nieleśne to tylko 30 tysięcy hektarów z propozycji, która obejmuje 1,2 mln ha lasów. To poważna, zgodna z prawem i bezpieczna gospodarczo propozycja. Oparta również o kryteria dyskutowane na Ogólnopolskiej Naradzie o Lasach. Jak dotąd jedyna.
- Jak ocena Pan inicjatywę Ogólnopolskiej Narady o Lasach?
- To jest bardzo ciekawa inicjatywa i dyskusja która trwa już prawie rok. Mamy nadzieję, że dzięki tym rozmowom przyjdą też zmiany w przepisach. Bo my jesteśmy państwową instytucją. Wykonujemy zadania zlecone przez Państwo. Podkreślam – nasza pełna nazwa to Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe. I jako instytucja państwowa działamy w oparciu o obowiązujące przepisy.
- Dużo o tym było mowy podczas ostatniej Narady o Lasach. Eksperci wskazywali tam, że dużo trzeba przepisów w Polsce zmienić.
- Sama ustawa regulująca działanie Lasów jest z 1991 roku. Była bardzo nowatorska, jak na tamte czasy. Ale mamy już 2025 rok i potrzebne są nowe regulacje. Leśnicy wskazują liczne mankamenty w obowiązującym prawie; zgłaszamy je do nadzorującego nas Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Ale na tym nasza rola się kończy. Teraz rolą urzędników i polityków jest przygotować zmiany w prawie. My się dostosujemy. Jak dostaniemy zalecenie od państwa, aby lasy chronić w 100 procentach, będziemy to robić. Ale póki co przepisy stanowią inaczej. Lasy Państwowe zarządzają 30 procentami powierzchni naszego kraju, a sektor leśno-drzewny generuje około 2-4 proc. PKB.
- Państwo, a ściślej rządząca państwem koalicja nie mówi 100 proc. Mówi 20 proc., a Pan na to odpowiada 17 proc. Co z brakującymi 3 procentami?
- Można na tych obszarach pomyśleć o założeniu np. nowych parków narodowych, jesteśmy na ten pomysł bardzo otwarci, będziemy takie inicjatywy wspierać. Ministerstwo przedstawiło też nowatorski pomysł tzw. lasów społecznych wokół dużych aglomeracji, to też może być w tych brakujących 3 procentach. Dodam jeszcze, że na umowę koalicyjną także niektóre środowiska patrzą „wycinkowo”. punkt 9 tego dokumentu mówi nie tylko o ochronie lasów. Jest tam też zapewnienie, że drewno będzie służyć przede wszystkim polskim przedsiębiorcom.
- Zostańmy na chwilę przy pomyśle lasów społecznych.
- Mają być do dyspozycji ludzi, aby mogli z nich swobodnie korzystać. Chciałbym tylko w tym miejscu podkreślić jak ważnym będzie, aby ludzie mogli z tych lasów korzystać bezpiecznie. To będzie nasza praca. Bo to nie będą ścisłe rezerwaty ani parki narodowe. Więc trzeba mieć świadomość, że podczas spaceru po takim lesie, będzie się trafiało na ślady naszej działalności. Ale m.in. nasza działalność sprawi, że po tych lasach będzie można bezpiecznie spacerować, jeździć na rowerze czy zbierać grzyby. Wszystkie Lasy Państwowe w kraju to lasy społeczne.
- Mówił Pan na początku, że Lasy Państwowe to instytucja na kolejnych 100 lat. A będą w Polsce lasy za 100 lat? Czy też zmiany klimatu nie są zagrożeniem dla lasów?
- Są i to bardzo dużym. Obserwujemy wiele niepokojących zjawisk już od dawna i staramy się reagować. Problemem jest np. permanentny brak wody. Wiem, że to może dziwnie brzmieć po zeszłorocznej powodzi, ale takie są fakty. Znaczne obszary naszego kraju są w permanentnej suszy fizjologicznej. Przez to widzimy z przerażeniem, że świerk się wycofuje. Gatunek ten ma naturalne zasięgi u nas kraju, ale wszędzie tam, gdzie brakuje wody, świerczyny zamierają. Jest nam coraz trudniej sadzić kolejne pokolenia. Niestety, wyraźnie widać tę sytuację w polskich górach. Z jednej strony zanieczyszczenie środowiska płynące z Niemiec i Czech, ale też i z naszego Śląska, z drugiej - brak dostatecznej ilości wody, doprowadziły do zamierania świerka. W tej chwili jesteśmy już w procesie przebudowy tych drzewostanów, wzbogacając je o inne gatunki. Takie, które są bardziej odporne, lepiej tolerują wahania wilgotności, no i lepiej znoszą zanieczyszczenia środowiska oraz pojawianie się szkodliwych owadów. Ale najwięcej snu z powiek spędza nam sosna, która jest głównym gatunkiem naszych lasów. Sosna w Polsce bardzo cierpi. W tej chwili, w pasie środkowym naszego kraju, z lekkim zagięciem w kierunku na północny-wschód, po prostu obserwujemy zamieranie sosny.
- To też problem braku wody?
- To po pierwsze. Sosna to jest bardzo ciekawy gatunek. Jeżeli zaczyna rosnąć od młodości w takich skrajnych warunkach, to ona rozbudowuje sobie system korzeniowy w poszukiwaniu wody i składników pokarmowych. Jak ma stabilny, mocny system korzeniowy, to jest już odporna praktycznie do wieku starczego. Natomiast sosna posadzona w dobrych, uwilgotnionych siedliskach, nie musi rozbudowywać swojego systemu korzeniowego. Czyli jak sosna wyrosła 30-40 lat temu w dobrych, wilgotnych warunkach, to ma słaby system korzeniowy. Tych dobrych warunków już jest, jak wyjaśniałem, coraz mniej. Za to w powietrzu jest coraz więcej azotu, który rośliny oczywiście wchłaniają. Przez co rosną coraz wyższe i wyższe. Dziś sosna jest nawet 8 metrów wyższa niż 100 lat temu. Czyli mamy wielkie drzewo o bardzo słabym systemie korzeniowym. To jest niestety przepis na katastrofę. Sosna jest gatunkiem pionierskim, ma duże zdolności adaptacyjne. Więc się nie poddajemy, próbujemy te zdolności wykorzystać i sadzimy te młode sosenki tam, gdzie liczymy że sobie poradzą.
- Mówi Pan, że trzeba myśleć nad nowymi gatunkami drzew Polsce – również obcymi?
- To nie wchodzi w grę, bo zabraniają tego przepisy. Są to wręczy wymogi Unii Europejskiej. Mamy rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych – Nature Restoration Law. Ono wymaga od nas przywracania gatunków do ich stanu naturalnego. Nie możemy więc zamierających gatunków zastąpić obcymi, np. z południa Europy.
- Czyli zostaje wam walka o świerki i sosny.
- Jeżeli chodzi o góry, to sobie poradzimy. Góry to jest zupełnie inny klimat, inne gleby i tamtejsze amplitudy i stosunki wilgotnościowe to jest zupełnie inna historia. W górach dobrze odnajdują się też gatunki liściaste jak jawor, buk czy dąb. Natomiast jeżeli chodzi nasze tereny nizinne, no to mamy problem. Musimy chyba pogodzić się z tym, że na słabych siedliskach nie uzyskamy już takiej jakości dębu, jak na siedliskach dobrze uwilgotnionych. Dąb na suchych i słabych siedliskach w Polsce pozostanie jako gatunek, ale on nigdy już nie będzie taki piękny, duży, wysoki i tak dobrej jakości.
- W takich warunkach konflikt o to, co zachować, a co wycinać będzie tylko ostrzejszy. No i skoro drzewa będą coraz słabsze, będą też coraz gorszym surowcem.
- Też tak można powiedzieć, ale my jako leśnicy, jako dobrzy gospodarze staramy się w odpowiednim momencie reagować. Nie czekamy z decyzjami usuwania tych porażonych czy zamarłych drzew do końca, tylko po prostu staramy się je w odpowiednim momencie uprzątnąć tak, żeby one nie infekowały kolejnych. Trzeba jednak przy tym powiedzieć jeszcze o absorbcji CO2. Najwięcej absorbują drzewa młodsze. Natomiast drzewa starsze już nie absorbują tak mocno. Amerykańskie badania wykazały, że stare drzewa, nawet rozkładając się, mogą emitować dwutlenek węgla. Konkluzja jest taka, że musimy chronić las do naturalnego rozpadu, ale w ograniczonym zakresie, bo gdy jest go za dużo, to ani nie uzyskujemy gospodarczego efektu, ani nie uzyskujemy efektu pochłaniania węgla.
- Czyli za 100 lat dalej będziemy mieli lasy w Polsce?
- Tak, jesteśmy co do tego przekonani. Oczywiście pod warunkiem, że będą dbali o nie fachowcy, że będą o nie dbali leśnicy. Bo leśnicy pamiętają, że pożyczyli powierzony im pod opiekę las – od swoich wnuków.
Rozmawiał Jan Złotorowicz