Burza wybuchła 15 kwietnia w waszyngtońskim Muzeum Holokaustu, kiedy szef FBI powiedział: "Zwykli ludzie, którzy kochali swoje rodziny, zanosili zupę choremu sąsiadowi i chodzili do kościoła, pomagali w mordowaniu Żydów na masową skalę. Ci mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i innych miejsc uważali, że nie robią nic złego".
Oskarżenie nas o współpracę w zbrodniach Holokaustu to ogromna zniewaga. Tym bardziej że wśród uhonorowanych medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" za ratowanie Żydów w czasie wojny najwięcej - bo 6454 - jest Polaków. A obywateli USA - raptem 4.
Polskie władze zażądały przeprosin. Comey powiedział, że nie przeprosi. Według "Gazety Wyborczej" naciskał na to Biały Dom, który nie chce zatargów z Izraelem. Comey po tygodniu wahania usiadł i napisał kilka zdań. "(...) Żałuję, że powiązałem w mojej wypowiedzi Polskę z Niemcami, gdyż Polska została zaatakowana i była okupowana przez Niemcy. Państwo polskie nie ponosi odpowiedzialności za okrucieństwa, których dopuszczali się naziści" - czytamy w liście.
- Lepiej późno niż wcale. Sprawa jest zamknięta - skomentował wczoraj szef dyplomacji Grzegorz Schetyna (52 l.). List skomentowała także premier Ewa Kopacz (59 l.). - Każdy Polak oczekiwałby więcej, ale te słowa to i tak więcej, niż mogliśmy się w ostatnim czasie spodziewać - powiedziała pani premier.
Zobacz: Lech Wałęsa będzie dawał korki z historii szefowi FBI