Tomasz Walczak: Dyletanci okrągłego stołu

2014-02-07 3:00

Sporo ostatnio o bohaterskich czynach i zdradzieckich działaniach. Po latach wraca, zdawało się, zapomniana debata o płk. Kuklińskim i jego współpracy z CIA i znów rozpala emocje. Nie mniej ich przy bilansie okrągłego stołu.

Jako że mija 25 lat od rozpoczęcia jego obrad, znów uaktywniły się obozy jego zatwardziałych zwolenników i równie niezłomnych przeciwników. Dla jednych rozmowy opozycji z luminarzami PRL były początkiem końca komuny, dla innych zdradzieckim transferem układów i układzików, które żywcem przeszczepiono na tkankę rodzącej się III RP, zapewniając ochronę komunistycznym zbrodniarzom.

Tak jak Kukliński nie jest dla mnie ani zdrajcą, ani bohaterem, tak i do okrągłego stołu mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony doceniam, że rozpoczął on proces przemian ustrojowych w Polsce i bezkrwawe przejście z komuny do demokracji. Jak najdalszy jestem od uznania, że doszło tam do zawiązania jakiegoś mitycznego spisku, który miał na celu podzielenie się władzą przedstawicieli opozycji i PZPR, odsuwając niezłomnych, skorych do rozliczeń "radykałów". Uznaję go za wyraz realistycznego spojrzenia przedstawicieli opozycji na sytuację polityczną Anno Domini 1989. Skoro władza chce rozmawiać, zawsze warto do rozmów siąść, jeśli ma to doprowadzić do jakichś zmian. Nikt wtedy chyba nie myślał, że pół roku później nie będziemy już żyli w PRL i system sam się rozpadnie. Zdrowy rozsądek podpowiadał ostrożność w żądaniach, żeby nie przeciągnąć struny i nie zniszczyć pola swobody uzyskanego od władzy.

Zobacz: 25 rocznica obrad Okrągłęgo Stołu: Odwiedź prezydenta!

Jeśli już mogę mieć do opozycji jakieś pretensje, to o to, co wydarzyło się po wyborach 4 czerwca. Strona Solidarności odniosła wtedy spektakularne zwycięstwo nad władzą, która nie przewidziała chyba, że społeczeństwo aż tak bezapelacyjnie poprze "siły antyrewolucyjne". Zwycięstwo to unieważniało w zasadzie ustalenia okrągłego stołu, o czym wiedzieli ludzie PZPR i wpadli w niezłą panikę. Jeśli opozycja lepiej niż władza orientowałaby się w sytuacji, mogłaby zignorować jej postulaty. Zrozumienia zwycięstwa jednak zabrakło i opozycja poruszała się w nowej sytuacji nieco po omacku, a więc niezwykle ostrożnie. Często aż za bardzo, co do dziś środowisku, które debatowało przy okrągłym stole, odbija się czkawką i jest urodzajnym podglebiem dla różnego rodzaju teorii spiskowych. A spisku nie było. Zabrakło po prostu politycznego sprytu i rozeznania w sytuacji. Dyletanctwo opozycji uległo wyrachowaniu władzy. Tyle i aż tyle.