Tusk kontra rzeczywistość
Za kilka dni minie dwa miesiące od długo wyczekiwanego powrotu Donalda Tuska, który miał zmienić wszystko. A przede wszystkim to, że przybliży się perspektywa obalenia rządu PiS. Na razie główną zmianą, która zaszła na scenie politycznej jest postępująca marginalizacja ugrupowania Szymona Hołowni, który został skanibalizowany przez PO pod przywództwem Tuska.
Dwa miesiące minęły też Tuskowi na robieniu porządków w PO i przywracania jej wodzowskiego charakteru, który najwyraźniej objawił się w ostatnich dniach po grillowaniu wiceszefów partii Tomasza Siemoniaka i Borysa Budkę za fraternizowanie się z politykami Pis na urodzinach Roberta Mazurka. Do tego doszła korekta kursu – Tusk niczym Grzegorz Schetyna rzucił konserwatywną kotwicę, która ma utrzymywać PO z daleka od bardziej wyrazistej polityki.
Wszystko to na razie nie zaszkodziło PiS. Powrót Tuska za to zmobilizował część elektoratu partii Kaczyńskiego i jej notowania nadal utrzymują się na stabilnym bezpiecznym poziomie. Platforma nie potrafi skutecznie ugryźć PiS. Choć przecież PiS zalicza nie mało wtop. Problem dla PO polega na tym, że dzieje się to wszystko w obszarach, które nie wywołują większych społecznych emocji poza tą częścią elektoratu, która i tak na PiS nigdy by nie zagłosowała.
Mało już kogoś poruszają przykłady nepotyzmu, kumoterstwa czy korupcji politycznej. Wyciek maili ministra Dworczaka, który pokazuje nie zawsze szlachetne kulisy polityki, też ma małą siłę rażenia. W świecie silnej politycznej polaryzacji, afery, które zmiotłyby dowolny rząd, już nie istnieją. Parafrazując słynne słowa Adam Michnika, PiS nie zaszkodziłoby nawet to, gdyby jego prominentny polityk przejechał po pijaku zakonnicę przechodzącą na pasach. PiS udało się też narzucić swoją opowieść o kryzysie na granicy z Białorusią, do której opozycja, zwłaszcza PO, musiała się dostosować. Emocje społeczne są bowiem po stronie PiS, nawet jeśli wiele z jego działań na granicy woła o pomstę do nieba.
Na to wszystko nawet niewątpliwy talent polityczny Tuska nie pomoże. Na razie brutalnie weryfikowane są nadzieje niektórych, że jednoosobowo będzie w stanie odmienić polską politykę. Okazuje się, że bez silnego zaplecza politycznego w postaci rzutkiej partii trudno myśleć o łatwym zwycięstwie nawet ze zmęczonym rządzeniem przeciwnikiem i przekonać społeczeństwo, że, jak mawiał Mark Twain, polityków trzeba zmieniać równie często jak pieluchy i to z tych samych powodów.